Państwo nie zlikwiduje nierówności nigdy, bo się ich zlikwidować nie da. Są oczywiste, bo są naturalne. A jakby nawet na jakiś czas się dało – w końcu można pokonać naturalne prawo grawitacji i wejść w stan lewitacji – byłoby to niesprawiedliwe. Tak, tak! Niesprawiedliwe! Choć to właśnie argumentem sprawiedliwości posługują się zwolennicy równości.
Państwo, walcząc z nierównościami, w praktyce je potęguje. By móc tę walkę prowadzić, tworzy w jednych obszarach nierówności większe od tych, które zwalcza w innych. A na domiar złego zwalcza je nieskutecznie. Więc walka z nierównościami to po prostu walka o rząd dusz wyborców, czyli o instrument walki o władzę. Walczą o nią najczęściej hipokryci, wykorzystujący zawistników i pięknoduchów, których Lenin nazywał „pożytecznymi idiotami".