Warto odłożyć na bok emocje i na chłodno przeanalizować sytuację. Po pierwsze, pod listem napisanym w tej sprawie do prezydenta przez Redutę Obrony Dobrego Imienia podpisało się kilkadziesiąt tysięcy osób. MSZ jest właściwą instytucją do wydania opinii, ponieważ Order Zasługi przyznawany jest obcokrajowcom za szczególne osiągnięcia „położone we współpracy między narodami". W dodatku ustawa o orderach i odznaczeniach przewiduje sytuację, w której „odznaczony dopuścił się czynu, w skutek którego stał się niegodny orderu lub odznaczenia".

Ta sprawa to pokłosie tekstu Grossa w niemieckim dzienniku „Die Welt", w którym napisał, że niechęć Polski do przyjmowania imigrantów wynika z nierozliczenia zbrodni popełnionych podczas II wojny. Wtedy to Polacy mieli zabić więcej Żydów niż Niemców. Ta teza spotkała się z powszechną krytyką, nawet ze strony Aleksandra Smolara, którego trudno posądzić o sprzyjanie prawicowej wizji historii. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że tego typu wypowiedzi nie służą interesom Polski.

„Odbieranie orderów za hipotezy naukowe to kuriozum" – oburza się „Gazeta Wyborcza". Sęk w tym, że Gross stał się sławny właśnie dzięki swym „hipotezom", choć duża ich część została potem negatywnie zweryfikowana przez historyków. Chodzi nie tylko o liczbę ofiar w Jedwabnem, ale też o swobodne podejście do faktów w książce „Złote żniwa" (o czym pisali kiedyś w „Rzeczpospolitej" Paweł Reszka i Michał Majewski).

Nie wydaje mi się, aby odebranie przez państwo orderu komuś, kto temu państwu szkodzi, było zbrodnią.

Gross dostał Order Zasługi w 1996 roku, a więc przed publikacją „Sąsiadów". Trudno więc będzie twierdzić, że odebranie mu go to represja za ujawnianie bolesnej dla Polaków prawdy. Ale też Andrzej Duda musi pamiętać, że za granicą władze w Warszawie nie mają dobrej prasy, zatem i taki krok może zostać źle przyjęty.