Ale znacznie ważniejsza jest warstwa merytoryczna. Waszczykowski, przekonując, że najważniejszym celem MSZ jest zabieganie o bezpieczeństwo Polski, oczywiście ma rację. W tym sensie wielkim sukcesem są deklaracje przyjęte podczas szczytu NATO w Warszawie oraz ich realizacja. Waszczykowski ma również rację, mówiąc, że rolą MSZ jest pomoc polskim przedsiębiorcom, walka z zakłamywaniem historii czy też wspieranie Ukrainy. To ostatnie jest tym ważniejsze, że ostatnio ze strony PiS padło sporo niepokojących wypowiedzi – o tym, że nasilające się sympatie probanderowskie sprawiają, iż przestaje nam być z Kijowem po drodze.

Warto jednak powiedzieć, o czym Waszczykowski zapomniał. Przede wszystkim o tym, że od 2015 roku polska polityka zagraniczna stała się zakładnikiem wewnętrznej. Spór o Trybunał Konstytucyjny na długie miesiące zdominował nasze relacje z wieloma innymi, nie tylko europejskimi, krajami, ograniczając pole dyplomatycznego manewru Warszawy. Dość powiedzieć, że sprawę TK podczas wizyty w Polsce poruszali zarówno prezydent USA Barack Obama, jak i niemiecka kanclerz Angela Merkel. Ponadto wiele działań polskiej dyplomacji i samego Waszczykowskiego wyglądało, jakby było obliczonych na użytek wewnętrzny. Sporo zaskakujących wypowiedzi ministra miało być miłych dla uszu prezesa PiS bądź wyborców tej partii, a nie zagranicznych partnerów.

Trzeba też przyznać, że sporo dla sukcesów Polski za granicą zrobili prezydent Andrzej Duda i premier Beata Szydło. A Waszczykowski bywał dla dyplomacji obciążeniem, często przydarzały mu się wpadki, z których potem musiał się gęsto tłumaczyć.

Jeśli więc coś w polskiej dyplomacji zasługuje na pochwałę, to raczej mimo to, że kieruje nią Waszczykowski, a nie dzięki niemu.