Inna interpretacja jest taka, że PiS postanowił zminimalizować koszty poważnego błędu, jaki popełnił. A właściwie dwóch samobójczych błędów. Pierwszym był sam absurdalny pomysł, by zaproponować zmiany w ustroju Warszawy, które mogą sparaliżować pracę stołecznej metropolii, tylko po to, by zwiększyć swoje szanse na przejęcie władzy w stolicy. Drugim zaś było przedstawienie projektu ustawy, nim PiS zdążył sprawę przemyśleć – światło dzienne ujrzał więc projekt niedopracowany (popełniono błąd nawet w spisie gmin, które miały być dołączone do stolicy), zawierający rozwiązania, które skrytykował nawet Jarosław Kaczyński.

Pierwsza interpretacja, choć optymistyczna, nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Równocześnie bowiem PiS forsuje bardzo mocno krytykowany projekt zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa i protesty środowisk sędziowskich wcale nie przekonują partii do jego zmiany. Jak mówił w ubiegłym tygodniu prezydent Andrzej Duda, obozu dobrej zmiany nie zatrzyma żaden jazgot. Jeśli więc PiS zdecydował się zrobić pół kroku do tyłu, to nie dlatego, że wsłuchuje się w głos obywateli, lecz dlatego, że zdał sobie sprawę, iż popełnił poważny polityczny błąd.

Bo projekt ustawy metropolitalnej w kształcie, jaki trafił do Sejmu, był wielkim prezentem dla opozycji. Platforma Obywatelska mogła wyjść z defensywy i zamiast tłumaczyć się z kolejnych odsłon afery reprywatyzacyjnej, która podtapia warszawską PO, i z zatrzymań, które objęły też urzędników stołecznego ratusza, mogła się stać atakującym, przywdziewając szaty obrońców samorządu. Było to tym łatwiejsze, że od trzech tygodni rośnie opór części środowisk samorządowych zaniepokojonych deklaracją Jarosława Kaczyńskiego o wprowadzeniu limitu dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i radnych – i to już od najbliższych wyborów samorządowych.

Mało tego: Platforma przechodzi do kontrofensywy, zarządzając na koniec marca referendum w Warszawie. Mieszkańcy stolicy mają się w nim wypowiedzieć, co myślą o zaproponowanym przez PiS przyłączeniu do stolicy 33 sąsiednich gmin. Referendum to może się stać plebiscytem poparcia dla pomysłów partii rządzącej dotyczących budowy warszawskiej metropolii. Jeśliby mieszkańcy stolicy jednoznacznie wypowiedzieli się przeciwko propozycji PiS, znalazłby się on w dość kłopotliwym położeniu, forsując ten projekt w parlamencie. I wszystko to PiS ma na własne życzenie.