W „Rzeczpospolitej" wielokrotnie krytykowaliśmy nowelizację przepisów o Trybunale autorstwa PiS. Przepisy naprawcze bowiem w istocie utrudniają funkcjonowanie TK. Jednak – czy się komuś nowa ustawa podoba czy nie – jest ona obowiązującym prawem, zgodnie z zasadą domyślnej konstytucyjności.
Uzasadniając decyzję o nieprzyjęciu ślubowania od sędziów wybranych przez PO, prezydent Andrzej Duda stwierdził, że to nowy skład TK odzwierciedla wolę ludu, ponieważ został wybrany przez aktualną większość. Żaden przepis nie daje prezydentowi prawa do stwierdzania, która decyzja Sejmu jest bardziej prawomocna. Duda zdał się na własne odczucie tego, co jest zgodne z duchem demokracji. Tyle że prezydent jest politykiem i ponosi polityczną odpowiedzialność za swe decyzje.
Nie sposób nie odnieść wrażenia, że postępowanie Andrzeja Rzeplińskiego jest bardzo podobne, choć on politykiem nie jest. Przewodniczący Trybunału ma wewnętrzne odczucie, że przegłosowana przez PiS nowelizacja jest niezgodna z konstytucją, i nie zamierza jej stosować.
Upór prezesa nie przybliża nas do zakończenia sporu o Trybunał. Niestety, to Rzepliński odpowiedzialny jest po części za dotychczasową eskalację konfliktu, do czego się przyczynił, nie dopuszczając do orzekania dwóch sędziów wybranych przez PiS na miejsca zwolnione w grudniu. Można odnieść wrażenie, że od początku bardziej zależało mu na tym, by stać się pogromcą prawicy, niż na znalezieniu kompromisu.
Trybunał znalazł się w patowej sytuacji. Jeśli uzna nowe przepisy za obowiązujące – jego praca będzie sparaliżowana. Jeśli jednak nie będzie stosował się do nowelizacji, legalność jego decyzji zostanie zakwestionowana.