Tomasz Pietryga - komentarz ws. procesu o zabójstwo Ewy Tylman: Kiedy Temida daje ważną lekcję

Zaczyna się proces o zabójstwo Ewy Tylman i natychmiast pojawia się dylemat. Czy relacjonowanie śmierci młodej dziewczyny, rodzinnej tragedii nie jest jedynie szukaniem sensacji? Chęcią zaspokojenia najbardziej prymitywnej ciekawości, tak lubiącej przemoc i zbrodnie?

Aktualizacja: 03.01.2017 21:32 Publikacja: 03.01.2017 19:12

Tomasz Pietryga

Tomasz Pietryga

Foto: rp.pl

Czym różni się to od egzekucji na rynkach średniowiecznych miast i miasteczek, kiedy  gawiedź z podnieceniem oczekiwała, aż kat zatopi w szyi jakiegoś nieszczęśnika swój topór? Chyba tylko tym, że teraz spektakl o zbrodni i karze można obejrzeć online lub w telewizji relacjonującej 24 godziny na dobę, a eksperci i komentatorzy opiszą, ocenią, zważą każdy szczegół tragedii. Czy tak powinno być?

Łatwo z oburzeniem zaprzeczyć. Ale to hipokryzja. Media opisują bowiem nie to, na co mają ochotę, tylko to, czego oczekują od nich czytelnicy. Nikt nie kupi gazety, nie włączy telewizora dla nudnej relacji z procesu przed sądem pracy, gdzie jakiś obywatel kłóci się z ZUS. Śmierć i tragedia znacznie lepiej się sprzedają, zwłaszcza gdy unosi się nad nimi tajemnica, a prawda nie jest oczywista.

To brutalne prawo mediów.

Można jednak w takich relacjach z procesu odnaleźć coś pozytywnego. Mogą być korzystne społecznie, ale pod warunkiem  że media wykażą się rzetelnością. Bez epatowania przedwczesnymi wyrokami, z poszanowaniem ofiary i oskarżonego (bo przecież istnieje zasada domniemania niewinności), a także ich rodzin.

Dziś edukacja prawna w Polsce jest na zatrważająco niskim poziomie. Katastrofalnie niskim zaufaniem społecznym cieszy się też wymiar sprawiedliwości. To dobry moment, aby próbować to zmienić. Pokazać, jak działa sąd, znany dotychczas powszechnie tylko z programów z Anną Marią Wesołowską, jak wygląda dochodzenie do prawdy i wymierzanie sprawiedliwości. To żywa lekcja dla milionów, warta więcej niż puste wypowiedzi ekspertów o konieczności edukacji prawnej obywateli.

Dla sądów to też szansa na podniesienie własnego autorytetu i pokazanie pałacu sprawiedliwości, w którym w sposób dobrze zorganizowany, transparentny wydawany jest przekonujący wyrok.

Kiedy w 2012 r. w Oslo ruszył proces Andersa Breivika, transmitowano go praktycznie we wszystkich salach kinowych w całej Norwegii. Nie chodziło o sensację, lecz o lekcję sprawiedliwości.

Czym różni się to od egzekucji na rynkach średniowiecznych miast i miasteczek, kiedy  gawiedź z podnieceniem oczekiwała, aż kat zatopi w szyi jakiegoś nieszczęśnika swój topór? Chyba tylko tym, że teraz spektakl o zbrodni i karze można obejrzeć online lub w telewizji relacjonującej 24 godziny na dobę, a eksperci i komentatorzy opiszą, ocenią, zważą każdy szczegół tragedii. Czy tak powinno być?

Łatwo z oburzeniem zaprzeczyć. Ale to hipokryzja. Media opisują bowiem nie to, na co mają ochotę, tylko to, czego oczekują od nich czytelnicy. Nikt nie kupi gazety, nie włączy telewizora dla nudnej relacji z procesu przed sądem pracy, gdzie jakiś obywatel kłóci się z ZUS. Śmierć i tragedia znacznie lepiej się sprzedają, zwłaszcza gdy unosi się nad nimi tajemnica, a prawda nie jest oczywista.

Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?