Spór o istotę chińskiego ustroju nie jest nowy, przynajmniej poza granicami Chin, tam bowiem konsekwentnie od trzech już pokoleń twierdzi się, że mamy do czynienia z socjalizmem, co najwyżej uzupełniając to określenie o charakteryzujące go opisy zmieniające się wraz z biegiem czasu. Gdy byłem w Państwie Środka po raz pierwszy w 1989 roku, nie miałem wątpliwości, że to kraj socjalistyczny, choć inny był tamten socjalizm od lepiej znanego nam z Europy Środkowo-Wschodniej. Gdy odwiedzam Chiny współcześnie, miewam wątpliwości, czy to jest jeszcze socjalizm, a zarazem nie mam pewności, że to już kapitalizm. Zatem z czym mamy do czynienia? Czy to po prostu okres przejściowy od jednej formacji do drugiej, czy coś ustrojowo odmiennego, godnego własnego miana? Ćwierć wieku temu dowcipkowaliśmy, że o ile przejście od kapitalizmu do socjalizmu było możliwe, przynajmniej do czasu, o tyle transformacja w odwrotną stronę jest niemożliwa, podobnie jak możliwe jest uczynienie z ogiera wałacha, ale na odwrót się nie da. Jednakże powiodło się, przynajmniej w posocjalistycznych gospodarkach, które weszły do Unii Europejskiej. Chiny wszak kroczą własną drogą. Dokąd je doprowadziła, dokąd wiedzie?