Życzliwi trzymają kciuki za Bartosza Cichockiego, dla którego to z pewnością jedna z trudniejszych misji w dotychczasowej dyplomatycznej karierze. Oczywiście powrócić do stanu sprzed nowelizacji ustawy o IPN nie będzie łatwo. Relacje z Izraelem, diasporą żydowską czy Ukrainą – na każdym z tych pól pojawiły się poważne problemy. W konsekwencji także relacje z niektórymi politykami w USA się pogorszą. Nie ma sensu na gorąco oceniać strategicznych skutków ustawowego zamieszania. Są przecież nawet tacy, którzy twierdzą, że będą one pozytywne. Nie sądzę, ale faktycznie każda sytuacja czegoś nas uczy. Może Polska za lekko miała na arenie międzynarodowej po 1991 r.? Może potrzeba nam pewnych doświadczeń, by nie popełnić kolejnych błędów?

Jedno jest pewne: polska dyplomacja musi odsapnąć od krajowej polityki. Całkiem po ludzku i w interesie kraju – Jacek Czaputowicz potrzebuje czasu na coś więcej niż gaszenie pożarów. Tyle było napisane i powiedziane, jak to będzie wspaniale, gdy będziemy zasiadać przy najczęściej na świecie pokazywanym stole w ONZ. Ten zegarek już odmierza czas. Powiedzmy sobie szczerze: żadna dyplomacja na świecie nie znosi dobrze wielotygodniowych wewnątrzkrajowych debat, które rozpalają polityków, ale też każą się angażować – a często nawet opowiedzieć się po którejś ze stron wewnętrznego sporu – dyplomatom. O dyplomatyczne aspekty polskiego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa można być spokojnym. Jednak tak jak przez ostatnie tygodnie dyplomaci w ten czy inny sposób musieli uczestniczyć w politycznym zamieszaniu, tak teraz potrzebna jest sytuacja odwrotna. Politycy powinni się zaangażować.

W związku z rolą w ONZ potrzebne jest faktyczne, nie tylko deklarowane, uczestnictwo Polski w kluczowych debatach na świecie. Zwłaszcza w chwilach, gdy toczą się poważne dyskusje wokół Korei Północnej, w których uczestniczą ważni partnerzy Polski. Nawet Kim Dzong Un próbuje dyplomacji wdzięku (charm diplomacy). A co na to Polska? Członkostwo w Radzie Bezpieczeństwa to czas dla średnich i małych państw, by pokazać, że są w stanie myśleć globalnie i współdziałać z sojusznikami. A do tego potrzeba nie tylko grupy doświadczonych dyplomatów, ale też kilku zaangażowanych polityków, którzy rozumieją, że to długookresowa inwestycja, w której za niewiele zainwestowanych środków czasami można wiele zyskać.