Lehnstaedt: Przeciwne interpretacje

Niemcy ostatnio lubują się w identyfikacji z ofiarami żydowskimi. Jednak fakt, że to ich przodkowie umożliwili i dokonali Holokaustu, jakoś nie zaprząta ich myśli.

Aktualizacja: 18.02.2018 17:38 Publikacja: 18.02.2018 17:26

Lehnstaedt: Przeciwne interpretacje

Foto: Materiały prasowe

Holokaust stanowi centralny punkt wyjścia niemieckiego pojmowania historii. Jest on o wiele ważniejszy niż takie „miejsca” pamięci o pozytywnej konotacji jak rewolucja w roku 1848, Republika Weimarska czy „kraj poetów i myślicieli”. Z potworności mordu na Żydach wynika przekonanie, że nacjonalizm i nietolerancja są źródłem wszelkiego zła. Hasło „Nigdy więcej” jako centralna dewiza prowadzi do opowiadania się na rzecz Europy, ponieważ Niemcy nie chcą już nad tym kontynentem panować, lecz go wraz z partnerami kształtować.

Niemcy są dumni z tej idealistycznej i humanistycznej interpretacji. Potwierdza to niedawny fakt, że wypowiedź polityka z turyngijskiej AfD, Björna Höcke’go, który pomnik Holokaustu w Berlinie nazwał pomnikiem hańby, spotkała się z powszechnym oburzeniem. Jednak byłoby groteskową aberracją, gdyby ten przypominający niemieckie zbrodnie wobec ludzkości pomnik miał stać się teraz nagrodą za własne rozliczenie się z przeszłością. Bo nawet powierzchowne spojrzenie na to „uporanie się z przeszłością” pokazuje, że mało jest powodów do dumy: miliony ofiar narodowego socjalizmu do dziś nie otrzymały żadnych świadczeń, podczas gdy dziesiątki tysięcy sprawców pozostały bez kary. Co więcej berliński pomnik Holokaustu, jak prawie wszystkie miejsca pamięci, nie powstał wcale z inicjatywy państwa. Jest on wynikiem zaangażowania społeczeństwa obywatelskiego, które po wielu latach i wbrew licznym przeszkodom doprowadziło do jego budowy.

Mimo to Niemcy czują się mistrzami świata w uporaniu się z przeszłością i chętnie proponują innym narodom, nawet poza granicami Niemiec, aby i one wreszcie „zrobiły porządek” z własną historią. Z tej perspektywy Polska uchodzi za beznadziejnie nacjonalistyczny i antysemicki kraj. Jednak w ostatnich 15 latach dyskutuje się tam o wiele więcej niż w Niemczech i też bardziej zaciekle o swoim własnym – znikomym przecież – udziale w Holokauście.

W Polsce toczy się taki spór o przeszłość, jaki u nas nie ma miejsca. Niemcy ostatnio lubują się w identyfikacji z ofiarami żydowskimi. Jednak fakt, że to ich właśni przodkowie umożliwili i dokonali Holokaustu, jakoś nie zaprząta ich myśli.

Fakt, że Niemcy zamordowali ponad dwa miliony Polaków, w niemieckiej pamięci zbiorowej i tak nie występuje. Odwiedzający Polskę denerwują się więc w Muzeum Powstania Warszawskiego, którego militarystyczne i heroizujące ekspozycje uważają za dziwaczne. Skarżą się, że w muzeum rodziny Ulmów, która za pomoc Żydom zapłaciła życiem, nie uwzględniony został jednocześnie temat kolaboracji i polskiego antysemityzmu. Obawiają się nadużyć prawnych, gdy Polska uchwala ustawę mówiącą o tym, które zbrodnie komu należy przypisać. O tym wszystkim można by dyskutować i to nie bez powodu. Ale krytyka ta jest często protekcjonalna, pouczająca i ignorancka, bo brakuje w niej zrozumienia Polski i jej historii.

Z drugiej strony Odry panuje obecnie rozczarowanie Brukselą, ponieważ obiecane ożywienie gospodarcze wcale nie dotyczyło wszystkich, a do zachodniego poziomu dobrobytu droga jest jeszcze daleka. W szerokich kręgach polskich Europa jest traktowana jako coś narzuconego z zewnątrz, a cudzoziemcy uchodzą za zagrożenie. Wydaje się, że własna historia posiada na to receptę: bohaterski opór nawet bez realnych szans na sukces, męczeństwo dla sprawy narodowej, a przede wszystkim zwarte trzymanie się razem przeciw wszystkiemu co obce.

Oczywiście historia podlega tu pewnej instrumentalizacji, ale to zdarza się i w Niemczech: na zachód od Odry propagowana jest otwartość jako droga do przyszłości, na wschodzie zwarta zgodność – ponieważ Europa i globalizacja uchodzą odpowiednio za szansę albo za zagrożenie. Te przeciwieństwa odzwierciedlają historię niemiecko-polską, która rzadko przebiegała w sposób partnerski, lecz przeważnie miała jednoznacznych zwycięzców i pokonanych. Z tego wszystkiego nie można jednak wywnioskować instrukcji działania na teraz i na przyszłość! Raczej te przeciwne interpretacje wspólnej przeszłości powinny służyć nam jako zachęta do dokładniejszego zrozumienia ich przyczyn.

Dlatego powierzchowna ledwie wiedza o sobie nawzajem stanowi centralny problem aktualnych rozdźwięków niemiecko-polskich. Obecne pomysły polskie na temat reparacji są tego przykładem: rzeczywiście Niemcy dotąd nic nie zapłaciły, ale przecież straciły takie miasta, jak: Gdańsk, Szczecin i Wrocław, i z radością przyjęły ze strony wcześniejszych polskich rządów nawet kilkukrotne deklaracje zrzeczenia się reparacji. Dobre argumenty zatem – po obu stronach. Ale powinniśmy je znać. Wzajemnym relacjom mogłoby też pomóc jakieś muzeum niemiecko-polskie, w Warszawie lub w Berlinie. ©?

 

Dr hab. Stephan Lehnstaedt jest profesorem Studiów nad Holokaustem i Studiów Żydowskich w Touro College w Berlinie. W latach 2010–2016 pracował w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie

Holokaust stanowi centralny punkt wyjścia niemieckiego pojmowania historii. Jest on o wiele ważniejszy niż takie „miejsca” pamięci o pozytywnej konotacji jak rewolucja w roku 1848, Republika Weimarska czy „kraj poetów i myślicieli”. Z potworności mordu na Żydach wynika przekonanie, że nacjonalizm i nietolerancja są źródłem wszelkiego zła. Hasło „Nigdy więcej” jako centralna dewiza prowadzi do opowiadania się na rzecz Europy, ponieważ Niemcy nie chcą już nad tym kontynentem panować, lecz go wraz z partnerami kształtować.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny