Cegieła: Co jest nie tak z orlikami

Orliki same się nie zbudowały, program Orlik to nasz sukces, orliki to, orliki tamto... Jeśli jest coś, co pozwala politykom PO przywoływać dobre wspomnienia swych ośmioletnich rządów, to są tym właśnie seryjnie budowane niewielkie boiska.

Publikacja: 15.06.2017 13:24

Cegieła: Co jest nie tak z orlikami

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Hasłem przewodnim całego programu było: „Zdrowe i uśmiechnięte dzieci – Najważniejsze!!!”. W moim osiedlowym parku wygląda to tak:

Na równej jak stół zielonej murawie dwa zespoły, oba w strojach pozwalających jako tako odróżnić rywali od swoich. Wzdłuż linii bocznych biegają sędziowie. Prawie jak Liga Mistrzów.

Zawodnicy wiek juniorski mają już dawno za sobą. Zasuwają po boisku niezmordowani, akcja za akcję, podania, strzały, faule. Co zagranie, to komentarz:

Gdzie ty, k..., stoisz!

Po co, k..., dwóch na jednego!

Do przodu dawaj, k...!

Rzucaj mu, k...!

Wszystko odbywa się w parku, na którego tzw. rewitalizację dzielnica – warszawski Grochów – wydała właśnie ciężkie miliony, argumentując, że stanie się to miejsce jej reprezentacyjnym salonem. Więc niosą się „k...y” po salonie, a ja liczę je i w ciągu minuty dochodzę do jakichś 40, co na godzinę dawałoby 2400. Jeśli za przemnożyć to przez 2600 boisk, jakie w ramach programu Orlik 2012 zbudowano otrzymalibyśmy 6 milionów 240 tysięcy „k...ew” padających każdej godziny na orlikach w całym kraju.

Ale żarty na bok. Ten ohydny ciąg przekleństw słychać nie na piłkarskim stadionie, na który wybierając się, musimy kupić bilet, biorąc zarazem pod uwagę, że Wersalu na trybunach nie będzie. Jesteśmy w parku, do którego niekoniecznie idzie się na mecz. Tuż obok orlika bawią się dzieci, z których jeszcze nie wszystkie oswoiły się z kuchenną łaciną panów piłkarzy (choć mieszkają w dzielnicy o nienajlepszej reputacji).

Myślę, czy straż miejska nie mogłaby ukarać bluzgających zawodników. A może to sędziowie powinni rzucających mięsem usuwać na kilka minut z boiska, lub stosować inne kary przewidziane w tej ich orlikowej Lidze Mistrzów.

Szkoda też, że plac gry tak często jest zajęty właśnie przez dorosłych – co widzę, przechodząc obok niego (a i mój syn skarży się na to samo). To chyba wypacza pomysł na program służący przyciągnięciu młodzieży do sportu?

Nie wiem, czy wszędzie w kraju Orlik 2012 wszedł w okres błędów i wypaczeń, ale przypuszczam, że problem nie ogranicza się do jednej warszawskiej dzielnicy. Na pewno jednak nie widać, by było to zmartwieniem chwalących się nim polityków.

 

Hasłem przewodnim całego programu było: „Zdrowe i uśmiechnięte dzieci – Najważniejsze!!!”. W moim osiedlowym parku wygląda to tak:

Na równej jak stół zielonej murawie dwa zespoły, oba w strojach pozwalających jako tako odróżnić rywali od swoich. Wzdłuż linii bocznych biegają sędziowie. Prawie jak Liga Mistrzów.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem