Prawo, które ją reguluje, musi być precyzyjne i uzasadnione. Senacka zmiana w ustawie o "zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego" nie spełniała tych warunków i dobrze, że marszałek Senatu wycofał projekt.
Do kategorii "ustroju" zostały błędnie zakwalifikowane ideologie. Konkretnie zakaz miałby objąć nacjonalizm ukraiński i litewski - co już wywołało kolejne napięcia w stosunkach z Kijowem i Wilnem. Zupełnie niepotrzebnie. Trudno sobie wyobrazić, by ktoś chciał w Polsce nazwać jakąś budowlę(a o to chodziło w ustawie) imieniem Romana Szuchewycza, zbrodniarza z UPA.
To wszystko nie znaczy, że podejście do ciemnych kart w historii naszych sąsiadów nie powinno nas obchodzić. Litwa nie rozliczyła się, gdy była na to szansa, ze zbrodniami antypolskich i antysemickich nacjonalistów, kolaborujących z Trzecią Rzeszą.
Funkcjonariuszom litewskiej bezpieki, takim jak Aleksandras Lileikis i Kazimieras Gimžauskas - których USA pozbawiły obywatelstwa za ukrywanie prawdy o działalności wojennej i wydaliły do ojczyzny - pozwolono spokojnie umrzeć bez nękania więzieniami. Teraz, lata po ich śmierci, zaczyna się jednak rozliczeniowa debata na Litwie.
Nie ma co na nią na razie liczyć na Ukrainie, bo kraj ten prowadzi wojnę o przetrwanie, gorączkowo potrzebuje antymoskiewskich bohaterów. Wybrano niestety nacjonalistów z OUN i UPA. A ci byli też antypolscy.