Wybory w USA. Pietryga: Czy żyliśmy w liberalnym matriksie

Jeszcze wczoraj większość sondaży, a także komentatorów nie dawała szans Donaldowi Trumpowi w starciu z Hillary Clinton. Dzisiaj przyszedł lodowaty prysznic.

Aktualizacja: 09.11.2016 10:09 Publikacja: 09.11.2016 10:02

Wybory w USA. Pietryga: Czy żyliśmy w liberalnym matriksie

Foto: AFP

Przekaz płynący ze światowych mediów głównego nurtu w ostatnich dniach był jednoznaczny. Donald Trump przegrywa w większości tzw. wahających się stanów, a przewaga Hillary Clinton w wyścigu do Białego Domu wydaje się ugruntowana i nic nie powinno odebrać jej zwycięstwa. Nawet wczoraj w redakcji, kiedy przygotowywaliśmy środowy numer „Rzeczpospolitej”, nie znając przecież dzisiejszych wyników wyborów, uwierzyliśmy taką narrację.

Rzeczywistość okazała się diametralnie inna. Zastanawiająca. Bo jak to się stało, że kandydat Republikanów przegrywający w sondażach, przedstawiany w kampanii jako człowiek prawie niezrównoważony, nieprzewidywalny, seksista i patologiczny kłamca, przeciw któremu wystąpili nawet czołowi politycy własnej partii, wygrywa i to nie „o włos”, ale z dużą przewagą, której nie uwzględniły praktycznie żadne  badania i analizy, prezentowane w największych mediach.

Czy ta sytuacja nie jest kalką referendum w Wielkiej Brytanii, gdzie jeszcze dzień przed nim, zwolennikom Brexitu nie dawano żadnych szans. A otrzeźwienie przyszło dopiero po podliczeniu głosów.

Warto zatem zastanowić się, czy słuchając sondaży, komentarzy, i analiz w największych światowych w mediach, portalach społecznościowych, z których większość przecież ma zdefiniowany profil liberalny (czyli bliższy wizji świata Hillary Clinton), nie próbowano wtłoczyć odbiorców w wirtualną rzeczywistość, która przyjęła postać jedynej prawdziwej i dopiero w ostatecznym starciu z tą realną nie wytrzymuje próby.

Nie wiadomo jakim prezydentem będzie Donald Trump. Na pewno jednak negatywny przekaz, który płynie wobec jego osoby, w tej jednej z najbrutalniejszych kampanii wyborczych w USA trzeba brać z dystansem. Uwypuklanie negatywnych cech kontrkandydata, czy próba obniżania jego wiarygodności jest standardowym działaniem praktycznie każdego wyborczego starcia.

Dziś dokonując ocen, warto pamiętać, że Stany Zjednoczone to najdoskonalsza demokracja świata, o bardzo stabilnym, ugruntowanym systemie politycznym. A teraz, kiedy opadł już wyborczy kurz poznamy prawdziwą niekampanijną twarz Donalda Trumpa, którą ów stabilny system wyniósł przecież do władz. Pogłoski o światowej katastrofie wydają się w tym miejscu bardzo mocno przesadzone.

A Amerykanom trzeba dziś pogratulować wyboru 45. prezydenta.

Przekaz płynący ze światowych mediów głównego nurtu w ostatnich dniach był jednoznaczny. Donald Trump przegrywa w większości tzw. wahających się stanów, a przewaga Hillary Clinton w wyścigu do Białego Domu wydaje się ugruntowana i nic nie powinno odebrać jej zwycięstwa. Nawet wczoraj w redakcji, kiedy przygotowywaliśmy środowy numer „Rzeczpospolitej”, nie znając przecież dzisiejszych wyników wyborów, uwierzyliśmy taką narrację.

Rzeczywistość okazała się diametralnie inna. Zastanawiająca. Bo jak to się stało, że kandydat Republikanów przegrywający w sondażach, przedstawiany w kampanii jako człowiek prawie niezrównoważony, nieprzewidywalny, seksista i patologiczny kłamca, przeciw któremu wystąpili nawet czołowi politycy własnej partii, wygrywa i to nie „o włos”, ale z dużą przewagą, której nie uwzględniły praktycznie żadne  badania i analizy, prezentowane w największych mediach.

1 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Bogusław Chrabota: Jarosław Kaczyński podpina się pod rolników. Na dłuższą metę wszyscy na tym stracą
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Czy rekonstrukcja rządu da nowe polityczne paliwo Donaldowi Tuskowi
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem