W tym sensie sukces Trumpa to przegrana liberalnych elit. To sygnał zmian, które zaszły w amerykańskim społeczeństwie m.in. w wyniku kryzysu. To jednak oznacza zmianę nie tylko w tym społeczeństwie, ale na całym Zachodzie. Zarówno Brexit (który też nie miał prawa się wydarzyć), jak i sukces Trumpa powinien być sygnałem do wszystkich elit świata zachodniego, że coś im umknęło. Że coś poszło nie tak.

Nie chodzi o to, by dotychczasowy establishment ścigał się z tymi, którzy stawiają na radykalizm czy populizm. Chodzi o to, by zrozumiał, że kryzys, rewolucja w sposobie komunikowania się ludzi, Internet, media społecznościowe itp. zmieniły reguły politycznej gry. Wyborcy na Zachodzie przestali wierzyć elitom tłumaczącym im świat w taki sposób, że wszystko będzie dobrze, tylko pozostawcie władzę w naszych rękach. Które mówią: może czujecie się biedniejsi, niespokojni, ale przecież wskaźniki rosną, wkrótce i wy odczujecie poprawę. Wyborcy zdają się odrzucać polityczną poprawność, która mówi, że napływ imigrantów jest zawsze dobry, a lęki przed nimi zawsze złe. Nie wierzą już, że globalizacja i neoliberalizm to droga do wiecznej szczęśliwości, do której kolejnym środkiem jest liberalna demokracja, w wersji, którą znamy od wielu lat. Polacy, Brytyjczycy czy Amerykanie chcą słyszeć znów o narodowej godności i o wstawaniu z kolan. Nie chcą politycznej poprawności, chcą słuchać polityków, którzy „mówią jak jest”.

Najprościej jest fuknąć i powiedzieć, że populiści wygrali w Polsce wybory rok temu, że przekonali Anglików do Brexitu, że teraz wygrali w USA i z poczuciem wyższości obrażać się na rzeczywistość. Sęk w tym, że dobra zmiana, którą można było zaobserwować rok temu w Polsce, to nie jest lokalna anomalia, tylko raczej prognostyk zmiany, która dotyka całego zachodniego świata.

Ani PiS, ani zwolennicy Brexitu czy Trumpa nie stworzyli tej fali, która przechodzi przez zachodnie społeczeństwa. Oni po prostu potrafili je nazwać i potrafili na nią wskoczyć. Polacy, Brytyjczycy czy Amerykanie uwierzyli, że zaproponowane rozwiązania będą lekarstwem na kryzys. Przedstawiciele elit dotychczasowego świata – jeśli chcą wygrać – muszą zaproponować inne lekarstwo.

Ale na pewno przegrają z kretesem, jeśli będą mówić, że kryzysem samym w sobie jest wzrost populizmu i tendencji antyliberalnych. One są skutkiem głębszego kryzysu, a nie jego przyczyną. Co jeszcze musi się stać, by zachodnie elity zdały sobie z tego sprawę?