Przecież rządzący w ciągu 12 miesięcy nie zrealizowali większości ważnych dla swojego elektoratu obietnic wyborczych.
Sprawa obniżenia wieku emerytalnego wciąż się wlecze. Reforma podatkowa (w tym podniesienie kwoty wolnej od podatku) w powijakach. Reforma szkolnictwa dopiero konsultowana. Nawet obietnica rzucenia nowego światła na katastrofę smoleńską nie została spełniona. Brak w tej sprawie istotnych rewelacji. Do tego liczne skandale. Nieprzewidziana skala reakcji społecznej na próbę uciszenia Trybunału Konstytucyjnego. Afery w spółkach Skarbu Państwa (i do tego dymisja ministra Dawida Jackiewicza). Kryzys związany z projektami prawa aborcyjnego. Misiewicz, storpedowanie kontraktu na caracale, zapowiedź likwidacji podatku liniowego, na koniec kompletna indolencja w polityce informacyjnej, a właściwie jej brak wobec chaotycznej i wielowątkowej narracji wychodzącej z resortów...
Wszystko to powinno uderzyć z mocą tsunami w ekipę Beaty Szydło i obniżyć notowania rządzącej partii.
A jednak nie. Jest inaczej. I to nie dzięki cudowi, ale dzięki sprawnie przeprowadzonej operacji 500+. W rok po wyborach Polacy wciąż przede wszystkim czują się beneficjentami tego socjalnego (bo przecież nie prodemograficznego) projektu.
Efekt – jak widać – wciąż jest mocny, ale prócz zysków dla władzy niesie poważne ryzyko. Oto bowiem kiedyś magia 500+ się skończy. Ludzie przyzwyczają się do „swoich" pieniędzy i zaczną myśleć o czymś „więcej".