Przede wszystkim zabrakło nieodżałowanej Zyty Gilowskiej, która rozumiała biznes i wiedziała, jak prowadzić prospołeczną politykę, stymulującą, a nie niszczącą gospodarkę. To przecież jej, a więc i rządowi PIS (tylko, że poprzedniemu) zawdzięczamy, tak dziś krytykowany przez ministrów… PiS, system podatkowy.

Przed wyborami widać było także, że PiS jest gotów obiecać wszystko. Potem okazało się, ze nie tylko zamierza w pełni szybko zrealizować swoje obietnice, ale też jest gotów dorzucić następne - równie hojne. 

Rząd nie zatrzymał się na programie 500+, choć to olbrzymi wysiłek dla budżetu. Trwają już prace nad obniżeniem wieku emerytalnego. Skokowo podniesiono najniższe emerytury, dewastując finanse ZUS. Podniesiono tez minimalne wynagrodzenie w stopniu większym niż domagali się związkowcy. Trwają prace nad zakazem handlu w niedziele. Najgorsze jednak może dopiero nadejść, jeżeli rząd, wbrew obietnicom wyborczym, podniesie podatki dla przedsiębiorców.

Jednak mimo tego szeregu, mocno socjalistycznych, decyzji i planów rządowych, jest nadzieja, że PiS przypomni sobie, że nawet najbardziej uzasadnione obietnice wyborcze muszą być sfinansowane. I że bez efektywnej gospodarki, nawet te już wdrożone projekty (jak 500+), trzeba będzie redukować.

Pozytywnymi oznakami tego myślenia jest wycofanie się prezydenta z planu przewalutowania kredytów frankowych na koszt banków. To całkowicie rozbiłoby polski system bankowy. Gorzej jest z pozytywnymi sygnałami ze strony rządu. Może takim być mozolne budowanie pozycji przez Mateusza Morawieckiego. Ale czy będzie on w stanie zatrzymać socjalistyczne pomysły rujnujące budżet? Czas pokaże. Pierwsza próba już wkrótce, gdy poznamy ostateczny projekt nowych (wyższych) podatków dla przedsiębiorców. Od tego ruchu zależy powodzenie gospodarcze Polski i rządu.