Największe problemy Niemiec to imigranci i prawicowi populiści z AfD

Po niedzielnym sukcesie wyborczym Alternatywy dla Niemiec (AfD) kanclerz Angela Merkel nie musi wcale zmieniać swej polityki imigracyjnej. Robi to od dawna, twierdząc przy tym przewrotnie, że odwrotu od zasadniczej linii nie ma.

Aktualizacja: 14.03.2016 11:18 Publikacja: 14.03.2016 10:43

Największe problemy Niemiec to imigranci i prawicowi populiści z AfD

Foto: AFP

Niedzielny sukces wyborczy ksenofobicznej i populistycznej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) był do przewidzenia. W Saksonii - Anhalt głosowało na nią 24,2 proc. mieszkańców landu będącego kiedyś częścią NRD. To właśnie te obszary są matecznikiem AfD, a sukces w Sakonii - Anhalt jest tym większy, że powstałe trzy lata temu ugrupowanie ma w tym landzie słabiutkie struktury zaledwie 300 członków. Ale niechęć do imigrantów jest tam znacznie większa niż w dwu landach zachodnich: Badenii - Wirtembergii oraz Nadrenii - Palatynacie, gdzie w niedzielę także wybierano parlamenty landowe. W pierwszym z tych landów AfD zdobyła 15,1 głosów, w drugim 12,6 proc.

Sukces AfD jest przedmiotem komentarzy niemieckim mediów. Mowa jest o przesunięciu w prawo niemieckiej sceny politycznej, o afroncie dla Niemiec jakim jest utrwalanie swej pozycji przez prawicowych populistów groźniejszych dla przyszłości Niemiec niż nawet NPD (”Der Spiegel”), partia określana często jako neonazistowska, której grozi obecnie delegalizacja. Dla „Die Welt” wynik AfD w Saksonii - Anhalt jest kolejnym dowodem na to, że wschód Niemiec staje coraz bardzie brunatny. Z kolei „Frankfurter Allgemeine Zeitung” zwraca uwagę, że AfD jest w zasadzie jedyną liczącą się partią, która zdecydowanie nawet przy użyciu rasistowskich haseł występuje przeciwko polityce otwartych drzwi Angeli Merkel.
Jak napisała jedna z niemieckich gazet polityka AfD musi być atrakcyjna, bo składa się z prostych elementów: nie dla Merkel, nie dla uchodźców, nie dla mediów (nazywanych mianem ”Lügenpresse”, kłamliwą prasą), nie dla euro i nie dla islamu. Niemieccy socjolodzy udowadniają, że jest to niezwykle atrakcyjna oferta dla wyborców także dlatego, że alternatywą jest jedynie wsparcie ugrupowań, które w sprawie kryzysu imigracyjnego prezentują bardzo podobne stanowisko.

Tak na przykład w Badenii - Wirtembergii CDU poniosła w niedzielę sromotną porażkę nie z powodu polityki otwartych drzwi Merkel, ale dlatego, że politykę szefowej rządu chwalił premier Winfried Kretschmann, lider Zielonych przekonując swych wyborców, że CDU w gruncie rzeczy realizuje postulaty Zielonych i nie ma po co zmieniać władz landowych. Zieloni pokonali więc po raz pierwszy CDU, w dodatku w landzie, w którym do 2011 roku CDU rządziła nieprzerwanie przez ponad pół wieku.

Z badań wynika, że pani kanclerz w skali kraju traci zwolenników w własnej partii, ale ma ich per saldo coraz więcej. A to dlatego, że jej politykę doceniają sympatycy Zielonych i postkomunistycznej Lewicy. Także SPD, partnera koalicyjnego CDUi CSU na rządzie Angeli Merkel.

Nie jest to dobra wiadomość dla pani kanclerz, bo przecież musi mieć poparcie swej własnej partii, pragnąc ubiegać się w przyszłorocznych wyborach do Bundestagu o czwartą kadencję na stanowisku kanclerza RFN. O tym czy jej się to uda zależy od tego, czy możliwe będzie trwałe ograniczenie napływu imigrantów. Bo mimo, iż większość (56 proc.) obywateli uznaje Angelę Merkel za dobrego szefa rządu, to jednak ok. 80 proc.nie wyobraża sobie kontynuacji obecnej polityki otwartych drzwi.

Pani kanclerz czyni więc od dawna wszystko, aby je przymknąć. Po licznych ograniczeniach ustawowych na azyl mogą liczyć już właściwie uchodźcy z Syrii i Iraku. Przy tym zamknięcie szlaku bałkańskiego sprawia, że praktycznie do Niemiec dociera obecnie dziennie zaledwie niewielka liczba imigrantów. Są dni gdy jest ich kilkudziesięciu. Nie będzie tak zawsze ale daje to niemieckiej administracji i samej Angeli Merkel chwilę wytchnienia. Wykorzystała ją oznajmiając tuż przed niedzielnymi wyborami landowymi, że nie ma żadnego planu „B” i że żadnych zasadniczych zmian w polityce imigracyjnej nie będzie. Nie będzie, bo już się dokonały, a do przeszłości należą już czasy gdy do Niemiec przybywało dziennie 6-10 tys. imigrantów. Podsumowując: wyników niedzielnych wyborów w trzech landach nie sposób ocenić jako porażkę Angeli Merkel.

Niedzielny sukces wyborczy ksenofobicznej i populistycznej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) był do przewidzenia. W Saksonii - Anhalt głosowało na nią 24,2 proc. mieszkańców landu będącego kiedyś częścią NRD. To właśnie te obszary są matecznikiem AfD, a sukces w Sakonii - Anhalt jest tym większy, że powstałe trzy lata temu ugrupowanie ma w tym landzie słabiutkie struktury zaledwie 300 członków. Ale niechęć do imigrantów jest tam znacznie większa niż w dwu landach zachodnich: Badenii - Wirtembergii oraz Nadrenii - Palatynacie, gdzie w niedzielę także wybierano parlamenty landowe. W pierwszym z tych landów AfD zdobyła 15,1 głosów, w drugim 12,6 proc.

Pozostało 82% artykułu
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem