Spodziewane przez organizatorów dwa miliony młodych ludzi wyjedzie z naszego kraju nie tylko ze wspomnieniami dotyczącymi spraw duchowych. Zaniosą w świat obraz naszego kraju, który na trwale wdrukuje się w ich pamięć, a także świadomość ich rodziny i znajomych. Z pewnością wśród pielgrzymów będą tysiące przyszłych turystów, którzy oczarowani Polską będą tu chcieli wrócić z bliskimi. Odwiedzą nas przyszli biznesmeni, którzy będą chcieli z naszym krajem robić interesy.
Takie przykłady można podawać w nieskończoność. Łatwo też wyobrazić sobie, co się stanie, jeśli z pobytu w Polsce pozostanie im w pamięci jedynie wizja bałaganu, organizacyjnego chaosu i niemożności zdobycia niezbędnych informacji.
Dla wizerunku naszego kraju znacznie ważniejsze będzie to, co zapamiętają pielgrzymi niż nawet dziesiątki materiałów w zagranicznych mediach. Osobiste doświadczenie zawsze ma większą moc, niż opinia usłyszana w radio lub telewizji.
Nic dziwnego więc, że rząd Beaty Szydło stara się podejść do sprawy z należytą powagą. Powołano specjalnego pełnomocnika ds. ŚDM – naszego byłego redakcyjnego kolegę – Pawła Majewskiego, który następnie przygotował specjalną ustawę, mającą zapewnić pielgrzymom bezpieczny pobyt w Polsce. Trudno się też dziwić, że może dochodzić przy tej okazji do napięć.
Rządowi zależy na tym, by największy ciężar organizacyjny wziął na siebie Kościół. Kościołowi zależy na tym, by to państwo w maksymalnym stopniu zapewniało bezpieczeństwo. Taki konflikt interesów jest nieunikniony. Dochodzić będzie też do większych i mniejszych z konfliktów. Jeden z nich opisujemy dziś w „Rzeczpospolitej” – zdaniem ekspertów ochroną ŚDM miałoby się zająć 20 tys. ochroniarzy, tymczasem zapewnienie dziesięciokrotnie mniejszej liczby do ochrony wielkich koncertów sprawia organizatorom już problemy.