Możemy sobie powtarzać, że jesteśmy największym krajem w naszym regionie Europy, że mamy – ciągle jeszcze – gospodarkę w dobrym stanie i zachęcający inwestorów PKB. Możemy porównywać się z Ukrainą i mówić: u nas jest stabilniej, bezpieczniej, to my jesteśmy bramą na Wschód z jednej strony oraz na Zachód – z drugiej. Możemy jak mantrę powtarzać: gdzie, jak nie u nas? Polski rynek jest duży, ma świetnie wykształcone kadry i da się u nas zarobić więcej niż na Zachodzie.
Tylko że to już jest ograne. Nasz rynek nieruchomości już dawno został odkryty przez inwestorów, więc nie trzeba im serwować takich okrągłych zdań. Ich interesują – oprócz wskaźników ekonomicznych – proste procedury, jasne przepisy, które dają poczucie stabilności. Tymczasem tego właśnie w ostatnim czasie u nas brakuje.
Dziś piszemy o tym, że transakcje na rynku nieruchomości komercyjnych na setki milionów euro są zawieszone, bo najwięksi gracze boją się zmiennych interpretacji fiskusa.
O co chodzi? Prawnicy mówią o reklasyfikacji podatku z VAT na PCC, pomimo uzyskanych przez inwestorów wiążących interpretacji podatkowych. W efekcie inwestor nie ma pewności co do tego, jaki podatek powinien zapłacić. A nie chodzi o to – jak zapewniają firmy – żeby unikać daniny, lecz o to, by mieć jasność, jak kalkulować biznes.