Mieszkam tu od lat, nie chcę, żeby zabierali mi ten trawnik, nie chcę chodzić na około do parku, chcę mieć widok na przestrzeń, a nie na mury – to częste argumenty osób, które protestują przeciwko powstaniu nowych budynków w ich sąsiedztwie.
Od inspektorów nadzoru budowlanego w Warszawie usłyszeliśmy, że właściwie wszystkie duże inwestycje w stolicy są oprotestowywane, i to na różnych etapach. Nie ma znaczenia, czy jest to biurowiec, centrum handlowe czy nowe osiedle. Właściwie łatwiej by było wymienić te projekty, które nie zostały oprotestowane – twierdzą urzędnicy. Podobnie jest w innych dużych miastach.
Wydawałoby się, że przez ostatnie 20 lat mieszkańcy przyzwyczaili się do tego, że miasta się rozbudowują, że zrozumieli, że w sercu metropolii trudno o pola przed oknami. Okazuje się jednak, że nadal protesty – i to często nie najbliższych sąsiadów – zatrzymują wiele budów na wiele miesięcy czy nawet lat.