W ostatnich tygodniach, w szczycie sezonu urlopowego, głośno było o liniach lotniczych, które miały ogromne opóźnienia w przewożeniu pasażerów. Byłam świadkiem rozmowy, w której turyści wymieniali się informacjami, z jakim opróżnieniem dolecieli na miejsce.

– Gdy po kilku godzinach koczowania w hali odlotów wreszcie podali, o której polecimy, błyskawicznie, nie wiadomo skąd, w strefie z odprawionymi pasażerami pojawiło się dwóch młodych ludzi, którzy spisywali od nas dane i mówili, że załatwią nam odszkodowania za spóźniony lot. Tłumaczyli, że są firmą wyspecjalizowaną w egzekwowaniu takich należności, bo nasz przypadek nie jest odosobniony – opowiadał jeden z turystów.

Drugiego z podróżujących od razu zainspirowała ta historia. – I to jest pomysł na biznes, ale w budowlance – zapalił się. – Wiesz, że ja o mały włos na na urlop bym nie wyjechał, bo ekipa remontowa nie skończyła mi domu. Facet obiecywał, gdy zawieraliśmy umowę, trzy–cztery tygodnie prac, licząc od końca czerwca. A w połowie sierpnia wszystko było rozgrzebane. Powiedział, żebym sobie urlop przesunął. Podziękowałem mu – opowiadał.

A po chwili ogłosił: – Teraz powinienem się przejechać po jego klientach i spytać, na ilu budowach i jak duże ma opóźnienie, spisać dane, uzgodnić front i domagać się odszkodowania. Znasz ekipę, która skończyła remont na czas? – zapytał retorycznie.