Dziś najemcy i ich pracownicy liczą na dużo więcej. Dlatego już ponad połowa obiektów biurowych w stolicy oferuje powierzchnie handlowo-usługowe.

Pracownicy oczekują nie tylko niedrogiego bufetu ze smacznymi posiłkami, sklepu spożywczego czy apteki. W biurach spędzają często po kilkanaście godzin dziennie. Nieopodal swojej firmy korzystają nawet z pralni czy usług szewca, bo takich punktów po prostu często brakuje na nowych osiedlach. Chcą też – jak w Łodzi czy Warszawie – „przybiurowych przedszkoli", klubu fitness, fryzjera, kawiarni, modowych butików czy nawet dobrej restauracji na biznesową kolację. I w biurowych zagłębiach takich miejsc ciągle przybywa.

Ten trend będzie coraz bardziej widoczny. Doskonale wpisuje się bowiem w modną dziś filozofię działania nowoczesnych przestrzeni, które – inaczej niż dawniej w okrytym złą sławą warszawskim Mordorze – mają tętnić życiem także wtedy, gdy zgasną światła w biurach.

„Chcemy taniej kantyny, salonu mody i fryzjera"