Powierzenie Polakowi premiery otwierającej sezon w Metropolitan Opera w Nowym Jorku wywołało ogromne zainteresowanie nie tylko w Ameryce. Brytyjski miesięcznik „Opera” uczynił z tej okazji bohaterem wrześniowego numeru Mariusza Trelińskiego, poświęcając mu wielokolumnowy tekst.
Po poniedziałkowej premierze przyszedł jednak czas na pierwsze recenzje. I już wiadomo, że spektakl stanie się tematem dyskusji, która może się szybko nie skończyć.
Najostrzej chyba z inscenizacją Mariusza Trelińskiego obszedł się brytyjski „Guardian”. Tu recenzję obdarzono tytułem „Muzyczny fenomen pod posępnym, cynicznym przykryciem”, a spektakl otrzymał dwie z pięciu możliwych gwiazdek. Zdecydowanie bardziej przychylny okazał się „Financial Times”, w którym Martin Benheimer przydzielił „Tristanowi i Izoldzie” w tej samej skali ocen cztery gwiazdki, ale zadecydował o tym głównie wysoki poziom muzyczny i wokalny.
Bardzo ciekawe są opinie internetowych krytyków, a w Ameryce takie teksty często prezentują wysoki poziom merytoryczny. W przypadku „Tristana i Izoldy” mamy pełną gamę opinii – od zarzutów pod adresem Mariusza Trelińskiego, że posługuje się nadużywanymi przez współczesny teatr pomysłami (Operavore), po zachwyty nad inteligentną, poetycką i filozoficzną reżyserią (Latin Post).
W tej wymianie skrajnych poglądów pojawia się często pytanie, czy Metropolitan powinna pozostać przy tradycyjnych inscenizacjach, czy też przyszedł czas otwarcia się na bardziej nowoczesny teatr.