Posłowie PiS chcą, by za znęcanie się nad zwierzętami uznawany był nie tylko transport żywych ryb bez zagwarantowania im dostatecznej ilości wody, ale i przetrzymywanie ich poza wodnym środowiskiem. Taki pomysł znalazł się we wniesionym do Sejmu projekcie nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt. Doprecyzowuje on, czym jest znęcanie. Takiego przestępstwa względem ryb dopuści się ten, kto zdecyduje się na ich żywy transport lub przetrzymywanie bez dostatecznej ilości wody umożliwiającej oddychanie.
Dziś zabronione jest przetrzymywanie ryb w celu sprzedaży bez dostatecznej ilości wody uniemożliwiającej oddychanie. Prócz tego, że wskazana norma posiada błąd logiczny (woda uniemożliwiająca oddychanie), za znęcanie uznaje jedynie tworzenie niegodnych warunków do egzystencji, gdy zwierzęta są przedmiotem obrotu. Efekt? Statystycznemu Kowalskiemu kupującemu przed świętami ryby w supermarkecie, który przenosi je do domu w reklamówce bez wody, trudno przypisać winę.
- Skala nadużyć jest olbrzymia. Organy ścigania w stosunku do osoby prywatnej przenoszącej rybę bez wody zwykle nie dostrzegają, że doszło do przestępstwa znęcania – mówi adwokat Karolina Kuszlewicz, członkini komisji legislacyjnej Naczelnej Rady Adwokackiej. Dodaje, że po zmianach o znęcanie się nad zwierzętami będzie łatwiej oskarżyć. Przypomina też zeszłoroczne orzeczenie Sądu Najwyższego, w którego wydaniu brała udział, jako pełnomocnik.
- Sędziowie wskazali, że ryby jako zwierzęta wodne powinny być trzymane i transportowane w wodzie. Poza tym środowiskiem cierpią - podkreśla Kuszlewicz. W jej ocenie należałoby wprost napisać, że przetrzymywanie ryb powinno odbywać się w warunkach umożliwiających im pełne zanurzenie i zachowanie naturalnej pozycji.
Zmianie ulec mają też sankcje za znęcanie. Dziś grozi za nie grzywna, ograniczenie wolności albo pozbawienie wolności do lat dwóch. W projekcie mowa wyłącznie o karze pozbawienia wolności do lat czterech. A to zaś może namieszać na rynku.