Od początku roku wystarczy piła, by wyciąć drzewo na prywatnej posesji. Nie potrzeba zezwoleń. Wzrosły natomiast opłaty za wycinkę drzew na firmowych działkach. Ale i z tym przedsiębiorcy sobie radzą. Zanim kupią nieruchomość, żądają od prywatnych właścicieli, by wycięli wszystkie drzewa.
Po doniesieniach mediów o niekontrolowanych wycinkach posłowie PiS zapowiadają zmiany w przepisach o ochronie przyrody. Na razie nie ma konkretnych propozycji. Swoje chcą też przedstawić samorządowcy, m.in. warszawski ratusz.
Na prywatnej posesji
Teraz przepisy mówią, że właściciel (użytkownik wieczysty) nieruchomości nie musi mieć zezwolenia urzędu gminy na wycinkę na swojej posesji, jeżeli nie jest związana z prowadzeniem działalności gospodarczej. Wcześniej o wszystkim decydował obwód pnia na wysokości 5 cm. Zezwolenie nie było potrzebne, jeżeli nie przekroczył 25 cm. Obwód topoli, wierzby, kasztanowca zwyczajnego, klonu jesionolistnego i srebrzystego, robinii akacjowej oraz platanu klonolistnego nie mógł przekroczyć 35 cm. Uzyskanie zezwolenia nic prywatnego właściciela działki nie kosztowało.
– W wielu wypadkach biurokracja była zbędna – przyznaje Ewa Olszowska-Dej z Urzędu Miasta w Krakowie. – Między innymi obowiązek uzyskiwania zezwoleń dla cienkich i młodych drzew.
– Właściciele zasypywali nas wnioskami. Inspektor szedł w teren i sprawdzał stan drzewa. Wymagało to czasu. Nie zawsze dawaliśmy zgody, często gdy drzewo było zdrowe, dorodne, a właściciel nie podawał żadnej konkretnej przyczyny wycinki, odmawialiśmy. Dziś może wycinać, co chce i jak chce, bez podawania powodu. Pod warunkiem że nie chodzi o nieruchomości wpisane do rejestru zabytków, pomniki przyrody czy działki na terenie parku krajobrazowego. W tych trzech wypadkach dalej potrzebne jest zezwolenie – dodaje Ewa Olszowska-Dej.