Rozlaną ropę będzie zbierało urządzenie o nazwie Mosquito Oil, które – wzorowane na komarze – wyląduje na wodzie i wessie zanieczyszczenia do zbiornika. Jeśli robot wejdzie do użytku, nie będzie – niestety – bezrobotny. Wystarczy przypomnięć kilka ostatnich ekologicznych katastrof.
Dwie ogromne plamy ropy naftowej utworzyły się u wybrzeży południowej Kalifornii po awarii lądowego rurociągu. Czarna, śmierdząca maź zanieczyściła wodę na długości 14 km. Z uszkodzonego ropociągu wyciekło do 400 tys. litrów ropy, z czego ok. 80 tys. litrów przedostało się do wód przybrzeżnych w okolicach miasta Santa Barbara.
Do katastrofy ekologicznej doszło także w Zatoce Meksykańskiej po zniszczeniu platformy wiertniczej wydobywającej ropę, do wody dostało się 700 milionów litrów tego surowca.
To jednak drobiazg w porówaniu do Zatoki Perskiej – podczas wojny do jej wód dostało się ponad bilion litrów ropy.
Władze krajów, których dotyka ten problem, a także operatorzy rurociągów reagują w różny sposób. Na przykład po katastrofie w Zatoce Meksykańskiej koncern BP użył środków chemicznych rozbijających plamę ropy na maleńkie drobiny. Do morza trafiło 3 mln litrów tych chemikaliów. Wylewano je nie tylko na powierzchni, ale także na głębokości 2 km, aby ułatwić pracę bakteriom pochłaniającym ropę. Sposób ten wielu ekspertów uznało za kontrowersyjny.