Grunty warszawskie: decyzje dekretowe uchyla się hurtem

O przejmowaniu kamienic na „kuratora" oraz „wątpliwych" reprywatyzowanych adresach w stolicy, które trafiają na wokandę Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie, mówi Renacie Krupie-Dąbrowskiej prezes tego kolegium.

Aktualizacja: 28.11.2016 08:34 Publikacja: 28.11.2016 07:17

Grunty warszawskie: decyzje dekretowe uchyla się hurtem

Foto: 123RF

Rz: Z braku przepisów przez ostatnie 20 lat reprywatyzacja nieruchomości w Warszawie odbywała się w sądach oraz w Samorządowym Kolegium Odwoławczym.

Tomasz Podlejski: Nieprawda. Najwięcej do powiedzenia miał od zawsze warszawski ratusz. To przecież prezydent Warszawy wydaje decyzje ustanawiające prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz dekretowców. Choć nie zgadzam się z używaniem terminu reprywatyzacja, skoro nie ma takiej ustawy.

Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Warszawie i sądy administracyjne oceniają jedynie legalność decyzji dekretowych, czyli najczęściej orzeczeń rady narodowej pochodzących z lat 50. ubiegłego wieku. Zwykle wydano je z rażącym naruszeniem prawa. Były one sprzeczne z dekretem Bieruta. Dlatego dziś nie mamy wyjścia i musimy je uchylać, mówiąc bardziej precyzyjnie, stwierdzamy ich nieważność. Hurtowo. Jeżeli tego nie zrobi kolegium, to będzie interweniował wskutek skargi wojewódzki sąd administracyjny.

Dużo tego typu spraw trafia do Samorządowego Kolegium Odwoławczego?

Rocznie około 1300 spraw. Niedawno Centralne Biuro Antykorupcyjne poprosiło o przesłanie wykazu wszystkich spraw dekretowych, którymi zajmowało się SKO. Sam ich wykaz dotyczył 15 tys. spraw, czyli metr w pionie.

Rozumiem, że razem z aktami.

A skąd. Tylko same wykazy. Gdyby CBA zażądało akt, to trzeba by je przewieźć co najmniej kilkoma tirami.

Co takiego jest w tych decyzjach, że są obecnie uchylane w ilościach hurtowych?

Zgodnie z art. 7 ust. 2 dekretu Bieruta dotychczasowi właściciele gruntu mogli zgłosić wniosek o przyznanie im prawa wieczystej dzierżawy z czynszem symbolicznym lub prawa zabudowy za opłatą symboliczną. Gmina miała natomiast obowiązek uwzględnić ten wniosek, jeżeli korzystanie z gruntu przez dotychczasowego właściciela dało się pogodzić z przeznaczeniem gruntu według planu zabudowania, a w wypadku osób prawnych – z jej zadaniami ustawowymi lub statutowymi. W praktyce tego nigdy nie sprawdzano. Decyzje prezydium rady narodowej były sztampowe. Powtarzano w nich stale te same zwroty. Na przykład: zabieramy nieruchomość „ ze względu na projektowany plan zabudowy" albo ponieważ „ teren jest przeznaczony pod społeczne wieloosobowe osiedla".

To były elementarne błędy. Przecież to oczywiste, że jeżeli plan był dopiero w fazie projektu, to pogodzenie korzystania gruntu przez dawnego właściciela z planem jest zwyczajnie niemożliwe. A więc taka decyzja była sprzeczna z art. 7 ust. 2 dekretu, a skoro tak, to nadaje się jedynie do uchylenia, chociaż procesowo to jest stwierdzenie nieważności takiej decyzji. Albo mam przed sobą akta sprawy, z których jasno wynika, że zabrano człowiekowi kamienicę, a kamienica nadawała się do „wieloosobowego" zamieszkiwania i właściciele nadal mogli z niej spokojnie korzystać. Co kolegium ma wtedy zrobić?

Takie stwierdzenie nielegalności decyzji dekretowej otwiera jedynie drogę do zwrotu nieruchomości lub odszkodowania.

Tak. Ale to już nie nasza rola. Od tego jest miasto i sądy powszechne, a nie Samorządowe Kolegium Odwoławcze. Chociaż przyznaję, zawsze miasto miało ciągoty, by obowiązek ten przerzucić na kolegium. Nigdy jednak nie ustanowiliśmy użytkowania wieczystego. Miasto jest dysponentem gruntu i najlepiej wie, jak obecnie się go wykorzystuje. My tej wiedzy nie mamy. Poza tym ratusz ma całą armię urzędników i prawników, którzy są powołani wyłącznie do spraw dekretowych. A samorządowe kolegium ma niedobór kadrowy, brakuje nam 25 etatów, by mieścić się z orzekaniem w terminach. Powtarzam. Otwieramy furtkę, a co zrobi z nią miasto, to już jego sprawa.

Kto częściej chce skorzystać z tej furtki: dawni właściciele czy skupujący roszczenia?

I jedni, i drudzy. Choć tych ostatnich jest chyba więcej. Trzeba jednak pamiętać, że art. 353 kodeksu cywilnego pozwala wszystko sprzedać i kupić. W wielu wypadkach skupowanie roszczeń było zatem głęboko nieetyczne, ale legalne. No cóż, nie zawsze etyka idzie z prawem w parze.

Przychodzą do samorządowego kolegium stale te same osoby?

Tak. Przychodziły i nadal przychodzą. To zaledwie kilka osób. Nic nie mogę im zarzucić. Działają zgodnie z obowiązującym prawem.

Czy kamienice przejmowane „na kuratora" trafiały również do warszawskiego kolegium?

Oczywiście.

I nie zapalała się panu lampka w głowie, kiedy chodziło o kuratora dla 130-letniej kobiety?

Owszem zapalała, ale co można zrobić? To sądy powszechne ustanawiają kuratorów, a prawo na to pozwalało. Czasami jednak udawało się przechytrzyć prawo.

W jaki sposób, skoro kuratorzy dla bardzo starych ludzi byli jeszcze do niedawna całkowicie legalni? Może przykład?

Ulica Królewska 39. Dziś rośnie tam trawa, a przed wojną stała kamienica. Dla dawnego właściciela kamienicy ustanowiono kuratora z wysp karaibskich. Adwokatów miał oczywiście z Polski. Wbrew konwencji haskiej kolegium stwierdziło, że kurator dla majątku pozostawionego w Polsce musi być Polakiem. Następnie uchyliliśmy decyzję. Jednak nie za pierwszym razem, tylko za drugim.

W większości jednak wypadków kuratorami byli Polacy. W ich wypadku też Samorządowe Kolegium Odwoławcze stosowało kruczki prawne?

Gdy kurator był z Polski, nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy procedować. Oczywiście sprawa budziła nasze wątpliwości. Skoro jednak było prawomocne postanowienie sądu rejonowego, ustanawiające kuratora, rozstrzygaliśmy. Gdybyśmy postąpili inaczej, adwokat złożyłby skargę na bezczynność kolegium do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i kolegium dostałoby grzywnę.

A lokatorzy z przejętych kamienic przychodzą?

Przychodzą. Trudno im jednak wytłumaczyć, że nie są stroną w postępowaniu, bo mają jedynie interes faktyczny, a nie prawny. Nie mogą więc przedstawić przed kolegium swoich racji.

Szansę na bycie stroną przed kolegium mają obecnie tylko ci, którym udało się wykupić mieszkania na własność. Ten, kto kupił roszczenia, musi się z nimi liczyć. Prawdę mówiąc, jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego prawo i orzecznictwo zabrania lokatorom udziału w postępowaniu dotyczącym decyzji dekretowej, skoro pozwala na to w sprawach wywłaszczeniowych.

Mimo to najemcy z przejmowanych kamienic składają skargi do samorządowego kolegium odwoławczego.

Składają. Niestety, procesowo je odrzucamy. Choć są i na to sposoby. Wystarczy stworzyć organizacje społeczną, np. stowarzyszenie. Wtedy można brać udział w postępowaniu, nawet jeśli się jest lokatorem. Tego jednak na ogół najemcy nie robią.

Chmielna 70, Noakowskiego 16. Te adresy stały się symbolem dzikiej reprywatyzacji w Warszawie. Ostatnio spór o te nieruchomości wrócił do kolegium. Na jakim jest etapie?

Obie sprawy czekają jeszcze na rozpatrzenie. Wnioski wznowieniowe pochodzą od miasta. Ten dotyczący kamienicy przy Noakowskiego 16 prawdopodobnie w ogóle nie będzie rozpatrzony, gdyż minęło dziesięć lat od zwrotu. Ale nie mogę tego przesądzać, rozstrzygnie to skład orzekający. Moja opinia na tym etapie ma charakter doktrynalny. Sprawa Chmielnej 70 jest świeża i daje prawdopodobieństwo merytorycznego rozpoznania.

Dużo było wznowień po wybuchu afery reprywatyzacyjnej w Warszawie?

Nie. Tylko Chmielna i Noakowskiego.

Więcej takich wątpliwych adresów trafiło na wokandę kolegium?

Owszem. Chociażby Twarda 8. Działka, na której jeszcze do niedawna znajdowało się znane warszawskie gimnazjum. Za pierwszym razem, gdy prowadziliśmy postępowanie, stwierdziliśmy nieważność decyzji dekretowej. Za drugim razem uchyliliśmy wcześniejszą swoją decyzję, bo się okazało, że była skierowana do osób już nieżyjących. Było to całkiem niedawno, tydzień temu.

Dlaczego dopiero za drugim, a nie za pierwszym razem?

Nie mogliśmy pójść na wojnę z sądem powszechnym. W sprawie był ustanowiony kurator. Musieliśmy orzekać. Do nowych informacji udało się nam dotrzeć już po wydaniu pierwszej decyzji. To zasługa sprawozdawcy ze składu kolegium, która orzekała w tej sprawie. Dzięki internetowi udało się jej ustalić, że w momencie ustanowienia kuratora dawni właściciele już nie żyli. To nie jest oczywiście wiedza tajemna. Wszystko da się ustalić. Potrzebne są jednak środki i zaangażowanie. Z tym pierwszym jest krucho.

Nie ma jednak wątpliwości, że decyzja kolegium dotycząca Twardej będzie zaskarżona do sądu administracyjnego.

Pana zdaniem potrzebna jest komisja weryfikacyjna, którą planuje powołać po nowym roku minister sprawiedliwości do zbadania reprywatyzacji w Warszawie?

Nie mam złudzeń, że będę zapraszany na jej posiedzenia. Przy okazji przejrzałem sprawy dekretowe, które w ciągu lat trafiły do kolegium i nie doszukałem się błędów.

Komisja zajmie się zapewne kilkoma głośnymi sprawami i na tym koniec.

A ustawa reprywatyzacyjna jest jeszcze potrzebna? Może już jest za późno na tego typu przepisy.

Oczywiście są potrzebne. Nigdy wyrokami i decyzjami organów administracyjnych nie rozwiąże się problemów związanych z reprywatyzacją. Będą się one ciągnęły w nieskończoność. I to chodzi nie tylko o dekret Bieruta, ale też o inne dekrety.

Potrzebne są więc uregulowania, które swoim działaniem obejmą całą Polskę. Odszkodowania wypłacane dawnym właścicielom i ich następcom prawnym nie powinny odpowiadać aktualnej wartości odebranej nieruchomości, tylko wynosić określony procent. A pieniądze? Przecież co roku na wypłatę zasądzonych odszkodowań wydawane są miliony. Nie powinno być więc aż tak dużego problemu.

Tomasz Podlejski, radca prawny, od 1 kwietnia 2009 r. pełnił funkcję wiceprezesa Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Warszawie, a od 1 czerwca 2011 r. jest jego prezesem.

Rz: Z braku przepisów przez ostatnie 20 lat reprywatyzacja nieruchomości w Warszawie odbywała się w sądach oraz w Samorządowym Kolegium Odwoławczym.

Tomasz Podlejski: Nieprawda. Najwięcej do powiedzenia miał od zawsze warszawski ratusz. To przecież prezydent Warszawy wydaje decyzje ustanawiające prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz dekretowców. Choć nie zgadzam się z używaniem terminu reprywatyzacja, skoro nie ma takiej ustawy.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Trybunał: nabyli działkę bez zgody ministra, umowa nieważna
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona