Wejście w życie tzw. małej ustawy reprywatyzacyjnej może wywołać roszczenia odszkodowawcze. Nie należy więc oczekiwać, że znacząco zmniejszy się ich skala. Ustawa ogranicza tylko niektóre rodzaje reprywatyzacji. A na podstawie dekretu Bieruta z 1945 r. zabrano ponad 40 tys. działek. W latach 1990–2016 w prywatne ręce oddano 4 tys. nieruchomości. Dysproporcje są więc oczywiste.
Zabójcza droga
Fala roszczeń, których łączną wartość szacuje się na 16 mld zł, napłynęła zwłaszcza po uchwale Naczelnego Sądu Administracyjnego z 26 listopada 2008 r. Otwierała ona drogę do zwrotu nieruchomości, których do tej pory nie oddawano ze względu na służenie użyteczności publicznej. Uchwała zobowiązuje wszystkie organy administracji i wszystkie sądy do jej stosowania.
Na tej podstawie miasto oddawało budynki urzędowe, szkoły i inne obiekty publiczne. Zabójcza dla finansów stolicy stała się droga sądowa, w wyniku której następował zwrot nieruchomości w naturze bądź 100 proc. odszkodowania. Wkrótce zaczęły się też pojawiać różne patologie i społeczny sprzeciw wobec reprywatyzacji.
– Ludzie ze zwracanych kamienic, którym zaczęto skokowo podwyższać czynsze, zmuszać ich do wyprowadzki i eksmitować, mają poczucie krzywdy – mówi Piotr Ciszewski z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Coraz bardziej alarmujący charakter tych zjawisk doprowadził do uchwalenia obecnej ustawy.
– Jej największym mankamentem jest brak odszkodowań za te nieruchomości, które nie będą zwracane – mówi adw. Józef Forystek. – Roszczenia, które do tej pory przysługiwałyby, teraz zostaną wygaszone bez żadnej rekompensaty.