Niektórzy inwestorzy zawiesili swoje plany na kołku

W prawie każdym mieście daje się odczuć napięcia między sektorem prywatnymi a publicznym - mówi John Bańka, prezes Urban Land Institute w Polsce.

Aktualizacja: 27.05.2016 15:54 Publikacja: 27.05.2016 15:42

Niektórzy inwestorzy zawiesili swoje plany na kołku

Foto: materiały prasowe

Rz: Czy deweloperzy budujący w miastach i władze samorządowe rzeczywiście mają wspólny interes? Zwykle mówi się, że inwestor chce wycisnąć jak najwięcej metrów z posiadanej działki, a samorząd robi wszystko, żeby się na to nie zgodzić.

John Bańka, prezes Urban Land Institute: Deweloperzy i lokalne władze są naturalnymi sojusznikami, a nie oponentami. Współczesne miasta są wynikiem pracy sektora prywatnego, nie publicznego. Poza tymi nielicznymi wyjątkami w prawie każdym mieście daje się odczuć naturalne napięcia między sektorem prywatnymi i publicznym, szczególnie w odniesieniu do tego, co, gdzie i jak powinno być budowane.

Rozwój budowlany miasta nie powinien być jednak postrzegany w kategoriach transakcji. Władze mają obowiązek strzeżenia interesów publicznych w długiej perspektywie.

Każde miasto powinno być zobowiązane do określenia swojej wizji i być w stanie przełożyć tę wizję na zagospodarowanie terenów i politykę wydawania pozwoleń na budowę. W sektorze prywatnym takie działanie nazywa się tworzeniem biznesplanu. Od sektora publicznego powinniśmy się spodziewać tego samego.

Co inwestorzy biurowców mają dziś do zaoferowania mieszkańcom miast?

Budynki biurowe są planowane w taki sposób, aby ich przestrzeń odpowiadała zapotrzebowaniom sektora biznesowego, który z kolei zatrudnia lokalnych pracowników.

Jednym z kryteriów lokalizacji dla najemców – np. dla firmy zagranicznej biorącej pod uwagę kilka możliwych miast – jest wystarczający zasób dobrej jakości przestrzeni biurowej.

W tym kontekście to oczywiste, że dobrze rozwijający się sektor deweloperski, będący w stanie zapewnić dobrej klasy budynki biurowe, jest ważnym katalizatorem rozwoju miasta, lokalnej bazy podatkowej i wzrostu zatrudnienia na danym obszarze.

Stołeczny Mokotów, obszar tzw. Mordoru, to przykład zagłębia biurowego, które traci ze względu na fatalną komunikację i korki. Czy władze miasta mogły się nie zgodzić na budowę biurowców, wiedząc, że nie będzie tam infrastruktury transportowej?

Warszawa powinna była zaplanować lepiej tę przestrzeń, przede wszystkim nie jako całkowicie biurową enklawę, która mierzy się ze wszystkimi problemami tzw. jednofunkcyjnej dzielnicy, działającej od godziny 9 do 17. Potrzebne było bardziej postępowe podejście do tego zagadnienia.

Władze Warszawy starają się teraz nie popełniać tych samych błędów. Nalegają więc na tworzenie innych funkcji niż biurowe w sąsiadujących dzielnicach. Ale w przypadku tzw. Mordoru może być już za późno, aby najemcy i właściciele tamtejszych nieruchomości nie poczuli się zawiedzeni.

W jakim kraju naszego regionu Europy inwestorom buduje się najłatwiej? Gdzie władze są najbardziej przyjazne?

Myślę, że jest to Polska, szczególnie Warszawa. Nie znam innego miasta w Europie Środkowo-Wschodniej, które doświadczyło takiej eksplozji projektów biurowych i mieszkaniowych, która w dodatku zdaje się nie kończyć.

Jakie rozwiązania z innych miast postawiłby pan za wzór polskim metropoliom?

Aby zabezpieczyć przyszłość polskich miast, powinniśmy lepiej poznać silne i słabe strony każdej z metropolii. Następnie trzeba skorzystać z tej wiedzy, by opracować jasną wizję dla przyszłych inwestycji i plany rozwoju. A potem należy zbudować na tej podstawie markę danego miasta, którą będzie można z łatwością komunikować. Bo miasto nie może być „wszystkim dla wszystkich", aby odnieść sukces na dzisiejszym rynku globalnym.

Kolejna ważna sprawa to tak planować komunikację w mieście, aby ograniczać zależność jego mieszkańców od samochodów.

Powinniśmy zachowywać jak najwięcej otwartej przestrzeni w pobliżu miast. Obecnie funkcjonujący w Warszawie model „urban sprawl", czyli rozlewania się miasta, nie jest zrównoważony, atrakcyjny ani zdrowy. Powoduje, że samochody zanieczyszczają powietrze, którym oddychamy. Ściśle związany z tą ideą jest także pomysł tworzenia dzielnic zorientowanych na pieszych.

Dla poprawy jakości życia mieszkańców miast ważne są też inwestycje w sieć szybkiego internetu, transport publiczny, obiekty sportowe i rekreacyjne.

Konieczny jest też przejrzysty i efektywny proces planowania i zagospodarowania przestrzennego. To wszystko można zaobserwować w takich miastach, jak Berlin, Sztokholm czy Wiedeń. To ośrodki, z którymi Warszawa będzie musiała konkurować o względy biznesu.

Jak pan ocenia, ile pieniędzy fundusze inwestycyjne wyłożą w tym roku na nieruchomości komercyjne w Polsce?

Pomimo wszystkich swoich problemów Europa jest nadal postrzegana jako dobre miejsce do inwestycji. Polska jest z pewnością jednym z celów na tej mapie inwestycyjnej i powinna czerpać korzyści z kapitału napływającego z Chin, Bliskiego Wschodu, Afryki Południowej, a także z Turcji.

Ciężko dziś przewidzieć, ile zostanie zainwestowane w tym roku w Polsce, ponieważ coraz częściej z ust zagranicznych inwestorów padają słowa odnoszące się do obecnej sytuacji politycznej w kraju: poczekajmy, zobaczymy, co się wydarzy.

—Grażyna Błaszczak

1–2 czerwca w Warszawie odbędzie się konferencja The CEE Summit: Urban Vision & Capital Markets – Miasta Europy Środkowo- Wschodniej oczami zagranicznych inwestorów i światowej sławy urbanistów, którą patronatem objęła „Rzeczpospolita

CV

John Bańka. Szef Urban Land Institute w Polsce. Jest także członkiem European Urban Regeneration Council. Partner w firmie doradczej Colliers International. Kieruje Zespołem Doradztwa i Rozwoju Projektów Inwestycyjnych.

Rz: Czy deweloperzy budujący w miastach i władze samorządowe rzeczywiście mają wspólny interes? Zwykle mówi się, że inwestor chce wycisnąć jak najwięcej metrów z posiadanej działki, a samorząd robi wszystko, żeby się na to nie zgodzić.

John Bańka, prezes Urban Land Institute: Deweloperzy i lokalne władze są naturalnymi sojusznikami, a nie oponentami. Współczesne miasta są wynikiem pracy sektora prywatnego, nie publicznego. Poza tymi nielicznymi wyjątkami w prawie każdym mieście daje się odczuć naturalne napięcia między sektorem prywatnymi i publicznym, szczególnie w odniesieniu do tego, co, gdzie i jak powinno być budowane.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu