Pod względem fizycznym fale grawitacyjne zachowują się podobnie jak np. fale elektromagnetyczne: mają różne częstotliwości, rozchodzą się z prędkością światła, mogą też przenosić energię z miejsca na miejsce. Jedna zasadnicza różnica polega na tym, że fale grawitacyjne bardzo trudno wykryć, ponieważ grawitacja jest oddziaływaniem słabym. To, że w codziennym życiu doświadczamy na każdym kroku jej przemożnego działania, wiąże się z wielkimi masami, z którymi jest sprzężona. Źródłem fal grawitacyjnych jest każde ciało poruszające się z przyspieszeniem. Nasza Ziemia, krążąc po orbicie, także emituje fale grawitacyjne, ale w tak znikomej ilości, że tracąc na to energię, zbliża się do Słońca mniej więcej o rozmiar fotonu dziennie. W ciągu swego istnienia zbliżyła się dzięki temu do swej gwiazdy o... cały milimetr.
W promieniowaniu elektromagnetycznym (światło widzialne, promieniowanie rentgenowskie czy gamma) za przenoszenie oddziaływań odpowiadają fotony. W przypadku fal grawitacyjnych ich rolę pełnią hipotetyczne, niewykryte do tej pory, grawitony. Istnienie zarówno fal grawitacyjnych, jak i grawitonów, wynika z ogólnej teorii względności Einsteina, ogłoszonej w 1916 roku.
Drgania czasoprzestrzeni
Fizykom trudno było uwierzyć w realność takich fenomenów. Prominentny fizyk z początku XX w., Arthur Eddington, uważał je za efekt założeń Einsteina, a także pomyłek i wieloznaczności w określaniu położeń w czasie i przestrzeni. Nie były to jego zdaniem prawdziwe fale i należało się ich pozbyć. Wtórował mu sam Einstein – twierdził, że popełnił błąd w kalkulacjach, a jeszcze w 1936 r. w artykule w „Physical Review" dowodził, że fale grawitacyjne po prostu nie mogą istnieć.
Stopniowo środowisko fizyków zaczęło je uważać za zjawisko realne, choć akceptacja dziwacznych fal zajęła dwie następne dekady. Zrozumiano, że fale te to de facto drgania czasoprzestrzeni, niezmiernie słabe pomimo generujących je gigantycznych mas. Popularna w przypadku fal analogia do stawu, do którego wrzucono kamień i wywołano fale na wodzie, okazała się w tym wypadku zwodnicza: w tym stawie woda zdawała się mieć gęstość stali, która ledwie drga przy najsilniejszych uderzeniach.
Wobec takich, a nie innych, właściwości fal grawitacyjnych ich źródeł należało poszukiwać wśród najbardziej masywnych obiektów w całym kosmosie: gwiazd neutronowych i czarnych dziur. Obie kategorie należą do finalnych produktów ewolucji gwiazd. Gwiazdy neutronowe powstają po wybuchach supernowych, kiedy resztki dawnej gwiazdy skupiają się w supergęste jądro o wymiarach rzędu dziesiątków kilometrów; gęstość materii jest tam porównywalna z gęstością jąder atomowych. Z kolei czarne dziury to supermasywne gwiazdy zapadające się w głąb samych siebie i wytwarzające tak straszliwą grawitację przy stosunkowo niewielkich rozmiarach, że z ich powierzchni nawet światło nie jest w stanie się wyrwać. Gwiazdy takie po prostu znikają dla obserwatora – stąd nazwa.