Magnetorecepcję potwierdzono u owadów, ptaków wędrownych, a także u niektórych ssaków. Jej istnienie, nie mówiąc już o wykorzystaniu, u człowieka stanowiło jednak pole do spekulacji. Do tego spekulacji nie zawsze naukowych – niektórzy podchodzili do magnetorecepcji jak do informacji o telepatii. Liczne eksperymenty nie przyniosły rozstrzygającego wyniku.
Teraz Joe Kirschvink z prestiżowego amerykańskiego Caltechu ogłosił, że ma niepodważalne dowody na istnienie magnetorecepcji również u człowieka. Badania przeprowadził na 24 ochotnikach. Laboratoria w Japonii i Nowej Zelandii próbują powtórzyć opracowane przez niego testy, aby potwierdzić te rewelacje lub im zaprzeczyć.
W odizolowanym od otoczenia i ekranowanym tzw. klatką Faradaya pomieszczeniu dwa piętra pod ziemią Kirschvink poddawał ochotników próbom. Siedzieli w kompletnej ciszy i ciemnościach, a na głowach mieli elektrody do elektroencefalografii (EEG). Następnie badacz uruchamiał aparaturę do wytwarzania pola magnetycznego i sprawdzał, w jaki sposób zareagują ludzie.
Testy trwały około godziny dla każdego ochotnika. Jako pierwszy do klatki Faradaya wszedł sam Kirschvink. Kolejni byli jego koledzy z uczelni.
Zespół z Caltechu odkrył, że przy pewnym ułożeniu linii pola szczególny rodzaj aktywności mózgu, fale alfa, istotnie słabnie. Ponieważ jedyne, co zmienia się w otoczeniu, to pole magnetyczne (brak innych bodźców), Kirschvink uważa, iż ludzie nieświadomie to pole wyczuwają. – To dowód na naszą ewolucyjną historię. Magnetorecepcja to jeden z pierwotnych zmysłów – mówi.