Tajemnica odkryta na dnie oceanu

Znaleziono nie to, czego szukano. Zamiast pasażerskiego boeinga 777 natrafiono na dwa XIX-wieczne węglowce.

Aktualizacja: 10.05.2018 18:34 Publikacja: 10.05.2018 18:06

Tajemnica odkryta na dnie oceanu

Foto: AFP

Ta dziwna historia rozpoczęła się 8 marca 2014 r. Z ekranów radarów zniknął wówczas samolot Malaysian Airlines, lot MH370 z Kuala Lumpur do Pekinu. Rozpoczęte wkrótce poszukiwania trwają do dziś, bez rezultatu. Uczestniczy w nich między innymi okręt australijskiej marynarki wojennej wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt, sonary i podwodne kamery o wysokiej rozdzielczości.

Od czasu katastrofy MH370 drobiazgowo zbadano ponad 120 000 kilometrów kwadratowych dna Oceanu Indyjskiego w rejonie, który uznano za najbardziej prawdopodobne miejsce zaginięcia maszyny.

Wprawdzie już pod koniec marca 2014, dwa tygodnie po katastrofie, wydobyto z dna przedmiot, który ewentualnie mógł pochodzić z samolotu, spoczywał na głębokości niemal 4000 metrów, ale do dziś nie udało się go zidentyfikować.

A jednak poszukiwania nie są całkiem bezowocne. Australian Transport Safety Bureau poinformowało w oficjalnym komunikacie, że przy okazji poszukiwań samolotu Malaysian Airlines natrafiono na obiekty niezwykle cenne z historycznego punktu widzenia – wraki nieznanych statków handlowych.

Anomalia na dnie

Spoczywają ok. 2300 kilometrów od zachodniego wybrzeża Australii, oddalone od siebie o 36 kilometrów, na głębokości 3700 oraz 3900 metrów. Kadłub jednego wykonany jest z drewna, drugiego – z blach stalowych. Oba wraki zachowane są w stosunkowo dobrym stanie.

Odkrycia dokonano przypadkowo. Załoga australijskiego okrętu „Havila Harmony", przeczesując dno południowego Oceanu Indyjskiego, zauważyła anomalię dna. Uznano, że nie są to formacje geologiczne, lecz obiekty stworzone przez człowieka.

W obu przypadkach wysłano na dno automatycznego robota przystosowanego do pracy na wielkich głębokościach. Obraz, jaki przekazały kamery robota, technicy z Australian Transport Safety Bureau pokazali specjalistom od archeologii podwodnej z Western Australia Museum.

Ci nie mieli wątpliwości: są to wraki statków. Jeden z nich, zachowany niemal w całości, ma długość 80 metrów, od dziobu do rufy.

Prace z wykorzystaniem robota AUV (autonomous underwater vessel) umożliwiły uzyskanie obrazów w dużo lepszej rozdzielczości, potwierdzających, że są to wraki jednostek pływających.

Pozyskany materiał badawczy, przesłany do Shipwreck Galleries of the Western Australian Museum, pozwolił stwierdzić, że są to najprawdopodobniej wraki żaglowców, jednego o drewnianej, drugiego o stalowej lub żelaznej konstrukcji, pochodzące z XIX wieku.

Analiza rodzaju drewna i stali użytych do budowy kadłubów pomoże ustalić, w jakich stoczniach powstały te jednostki i do jakich armatorów należały – podano w oficjalnym oświadczeniu.

Poszukiwania po omacku

Na razie brak informacji, na podstawie których można by zidentyfikować te statki. W XIX stuleciu wiele takich jednostek poszło na dno na zachód od Australii.

– Sporządziliśmy już prowizoryczną listę statków, które mogą wchodzić w rachubę, ale oczywiście o pełnej identyfikacji nie ma mowy, nawet jeśli możemy zawęzić możliwości do głównych kandydatów, opierając się na dostępnych informacjach pochodzących głównie z brytyjskich źródeł – powiedział dr Ross Anderson, szef działu archeologii morskiej w Western Australia Museum.

Oba statki najprawdopodobniej transportowały węgiel. Jeden z nich mógł to być „W. Gordon" lub „Magdala". „W. Gordon" zaginął w 1877 roku, podczas rejsu ze Szkocji do Australii. Na pokładzie przebywało dziesięciu członków załogi. Natomiast „Magdala" zaginęła w 1882 roku, płynąc z Walii do Indonezji.

Zawiedzione nadzieje

Eksperci nie wykluczają, że przyczyną zatonięcia był wybuch wewnątrz kadłuba, w jednej z ładowni. Tego rodzaju katastrofy przydarzały się jednostkom transportującym węgiel, ponieważ pył węglowy po przekroczeniu krytycznego progu stężenia staje się groźną substancją wybuchową, z czego nie zdawano sobie wówczas sprawy.

W przypadku drugiego wraku podejrzanymi są: „Kooringa" zaginiony w 1894 roku, „Lake Ontario" (1897) i „The West Ridge", który płynął z Anglii do Indii z 28 osobami na pokładzie i zatonął w 1883 roku, właśnie tę jednostkę dr Anderson uważa za najbardziej prawdopodobną.

– Tak czy inaczej są to najgłębiej zlokalizowane do tej pory wraki na Oceanie Indyjskim i jedne z najbardziej odległych wraków na świecie – podkreśla dr Ross Anderson.

Z kolei dr Peter Folley, kierujący poszukiwaniami zaginionego samolotu, koordynujący pracę poszczególnych zespołów, tak skomentował komunikat o odkryciu wraków:

– Oczywiście, że to odkrycie jest fascynujące, ale jednak nie tego szukaliśmy. To naturalne, że jesteśmy zwiedzeni tym, że wciąż nie wiemy, gdzie jest samolot, w którym znajdowało się 239 osób.

Ta dziwna historia rozpoczęła się 8 marca 2014 r. Z ekranów radarów zniknął wówczas samolot Malaysian Airlines, lot MH370 z Kuala Lumpur do Pekinu. Rozpoczęte wkrótce poszukiwania trwają do dziś, bez rezultatu. Uczestniczy w nich między innymi okręt australijskiej marynarki wojennej wyposażony w najnowocześniejszy sprzęt, sonary i podwodne kamery o wysokiej rozdzielczości.

Od czasu katastrofy MH370 drobiazgowo zbadano ponad 120 000 kilometrów kwadratowych dna Oceanu Indyjskiego w rejonie, który uznano za najbardziej prawdopodobne miejsce zaginięcia maszyny.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Nauka
Czy mała syrenka musi być biała?
Nauka
Nie tylko niesporczaki mają moc
Nauka
Kto przetrwa wojnę atomową? Mocarstwa budują swoje "Arki Noego"
Nauka
Czy wojna nuklearna zniszczy cała cywilizację?
Nauka
Niesporczaki pomogą nam zachować młodość? „Klucz do zahamowania procesu starzenia”