Blue Monday to termin ukuty przez Cliffa Arnalla, Brytyjczyka przedstawiającego się jako psycholog z Uniwersytetu Cardiff. Wprowadził go w 2004 roku na określenie teoretycznie najbardziej przygnębiającego dnia w całym roku.
Ustalenie, że to poniedziałek było proste. Ale który? Arnall skonstruował równanie - z punktu widzenia nauki bezsensowne - w którym połączył czynniki meteorologiczne (pogodę), zadłużenie na karcie kredytowej po zakupach świątecznych, wynagrodzenie, czas od Bożego Narodzenia, niedotrzymywanie postanowień noworocznych i niską motywację. Jednostek nie podał, bo to by zepsuło całą zabawę.
Na tej podstawie “wyliczył”, że ten najgorszy dzień przypada w trzeci poniedziałek stycznia. Później - w 2011 roku - zmienił wzór na jeszcze dziwniejszy, policzył jeszcze raz i wyszedł mu poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia. W zależności od tego kto i co liczy może też wychodzić drugi lub czwarty poniedziałek stycznia. W ubiegłym roku według większości liczących Blue Monday przypadał 25 stycznia. W tym roku ma to być 16 stycznia. Liczący często uzasadniają zmiany daty wyjątkowymi czynnikami - na przykład kryzysem ekonomicznym.
Matematycy, którzy również dali się skusić zabawie, twierdzą, że wzór na datę podany przez Arnalla jest bez sensu sam w sobie. Twierdzą (choć nie wiadomo jak to policzyli), że aby być szczęśliwym wystarczy nie wychodzić w weekend z domu, albo poświęcić co najmniej dziesięć godzin na pakowanie, aby zagwarantować sobie udany urlop.
Nietypowe obliczenia naukowca z Uniwersytetu Cardiff wziął na warsztat felietonista “Guardiana”. I zrobił to najzupełniej poważnie. Okazało się, że kilku naukowców otrzymało od agencji PR gotowy materiał o depresyjnym poniedziałku z propozycją podpisania się pod nim za odpowiednie wynagrodzenie. Sam uniwersytet w reakcji na informacje “Guardiana” odciął się od Cliffa Arnalla. W oficjalnym oświadczeniu ujawnił, że psycholog był korepetytorem, i że od lutego 2006 roku już nie pracuje.