Do 31 marca samorządy mają obowiązek podjąć uchwały o nowej sieci szkół w związku z likwidacją gimnazjów. Mimo zapewnień ministerstwa, że nauczyciele nie stracą pracy, samorządy zapowiadają zwolnienia. W czwartek wchodzą w życie przepisy regulujące sytuację nauczycieli w okresie wdrażania reformy – możliwości ich zwalniania, przenoszenia w stan nieczynny, czy obniżenia wymiaru zajęć. Dyrektorzy zamierzają z nich korzystać.
– Nasza dyrektorka zapowiedziała, że w przyszłym roku nikt nie będzie miał nadgodzin, a dzięki nim mogliśmy zarobić trochę więcej. Zwolnienia lekarskie mogą skutkować zwolnieniem tak samo jak pomyłki i opóźnienia, bez względu na stopień awansu zawodowego i rodzaj umowy – mówi anonimowo nauczycielka z Warszawy.
Do połowy maja dyrektorzy wygaszanych gimnazjów mają obowiązek wskazać nauczycieli zatrudnionych na podstawie mianowania lub umowy o pracę na czas nieokreślony, dla których zabraknie miejsc w przyszłym roku. Poinformują ich o automatycznym przejściu w stan nieczynny od września. Jeśli nauczyciel wyrazi zgodę bądź nie ustosunkuje się do pisma w ciągu siedmiu dni, przejdzie w sześciomiesięczny stan nieczynny. W konsekwencji pozostanie w zatrudnieniu i będzie pobierał wynagrodzenie przez pierwszą połowę roku szkolnego 2017/2018.
Jeśli jednak odmówi, dyrektor powinien wręczyć mu do końca maja oświadczenie o rozwiązaniu stosunku pracy. Dyrektor sam podejmie taką decyzję, nie będzie musiał konsultować zwolnienia z organizacją związkową. Będzie mógł też, zamiast od razu informować nauczyciela o przeniesieniu w stan nieczynny, zaproponować mu ograniczenie zatrudnienia w trybie art. 22 ust. 2 Karty nauczyciela i to nawet w wymiarze niższym niż połowa obowiązkowego wymiaru zajęć. Pedagog zarobi więc znacznie mniej.
Procedury te obejmują tylko nauczycieli zatrudnionych na podstawie mianowania lub umowy na czas nieokreślony. Ci, którzy mają umowy czasowe, muszą się liczyć z tym, że ich kontrakt nie zostanie przedłużony.