Każdy spektakl musi wzruszać

Emil Wesołowski, choreograf wyjaśnia, dlaczego właśnie we Wrocławiu postanowił wrócić do baletu i do Chopina.

Publikacja: 30.11.2017 16:54

Każdy spektakl musi wzruszać

Foto: materiały prasowe

Skoro mówi pan, że od dawna przebywa w świecie innych sztuk, przede wszystkim teatru, co pana skusiło, by przyjąć ofertę Opery Wrocławskiej?

Emil Wesołowski: Bardzo kibicowałem przed rokiem temu, by Magdalena Ciechowicz objęła kierownictwo zespołu baletowego w tym teatrze. A kiedy niedawno przygotowywałem z Januszem Wiśniewskim premierę teatralną we Wrocławiu, odwiedziłem też Operę i zobaczyłem interesujący zespół. Na dodatek we Wrocławiu przed laty debiutowałem jako choreograf samodzielną realizacją, więc jako człowiek, który przekroczył siedemdziesiątkę, pomyślałem, że może otrzymana propozycja będzie rodzajem klamry scalającej całą moją drogę choreograficzną. Mam sentyment do Wrocławia, po moim odejściu z tego miasta wracałem tu kilkakrotnie z reżyserami operowymi, Mariuszem Trelińskim, Markiem Weissem, jako ich współpracownik. I nadal lubię ten teatr.

W planowanym wieczorze baletowym, który ma się składać z prac trzech choreografów, pan zaproponuje taneczną wersję Koncertu f-moll Fryderyka Chopina. Skąd taki wybór?

Początkowo dyrektor Marcin Nałęcz-Niesiołowski namawiał mnie na „Odwieczne pieśni" Mieczysława Karłowicza. Nie bardzo jednak chciałem się zgodzić, bo przed laty tańczyłem w stworzonym przez Conrada Drzewieckiego balecie z tą muzyką. W takich przypadkach bardzo trudno jest się uwolnić od czegoś, co nosi się w sobie. Taniec zostaje w nas na lata. Drugą propozycją był właśnie Chopin. Zaakceptowałem ją chętnie, zresztą choreografię do „Koncertu f-moll" robiłem kiedyś w Operze Bałtyckiej jako rodzaj dalszego ciągu opowieści, którą pokazałem w innym moim spektaklu –„Powracające fale".

Od czasów klasycznych „Sylfid" Michaiła Fokina z początku XX wieku Chopina traktuje się jako inspirację dla choreografii czysto muzycznych, bez fabuły.

To prawda, niemniej uważam, że oba jego koncerty są tak nasycone emocjami, że inspirują do innego ich potraktowania baletowego. Moja realizacja wrocławska nie będzie prostym... powtórzeniem tamtej z Gdańska, choć pozostanę przy opowieści o dwojgu ludzi i rzeczywistości, w której niejako ogląda się moja bohaterka. W Operze Bałtyckiej miałem świetną wykonawczynię tej partii, wierzę, że taką znajdę i teraz.

Zespół Opery Wrocławskiej bardzo się zmienił w ostatnim czasie.

Wiem o tym. Kiedy go odwiedziłem, zajęcia prowadził akurat Piotr Nardelli. Mogłem się przekonać, że to świetnie wyszkolony zespół, z pewnością nie będzie kłopotów z obsadą. Przede mną inne wyzwanie. W Gdańsku stworzyłem balet do nagrania z taśmy, we Wrocławiu „Koncert f-moll" będzie wykonywany na żywo.

Dyrektor Maciej Nałęcz-Niesiołowski jest zwolennikiem ścisłej współpracy zespołu baletowego z orkiestrą.

I słusznie. Zupełnie inaczej odbiera się spektakl z muzyką na żywo. Tańczenie do tzw. taśmy ma rację bytu w niedużych zespołach, w małych formach choreograficznych. Niemniej dla Opery Bałtyckiej wybrałem nagranie Rafała Blechacza, który tu oczywiście nie zagra. We Wrocławiu to pianista będzie musiał nieco podporządkować się temu, co zaproponowałem. No i oczywiście muszę ustalić, gdzie ulokujemy fortepian oraz solistę, który musi być i słyszalny, i widoczny.

Pozostanie pan w kręgu baletowej techniki neoklasycznej?

Tak jak w „Powracających falach". Swoje już przeżyłem i zobaczyłem, w moim wieku nie będę diametralnie się zmieniał. Ta choreografia jest trudna dla solistów, zwłaszcza dla bohaterki, która przez cały czas nie schodzi ze sceny, a część druga, „Larghetto", jest wizją jej ideału życia i miłości. Generalnie zależy mi na tym, by pokazać nie tyle doskonałą technikę, ile emocje. Tego wymaga muzyka Chopina. Zresztą każdy spektakl – niezależnie od swej formy – musi widza wzruszyć, sprawić, żeby coś ważnego przeżył. Może się to uda i tym razem.

— rozmawiał Jacek Marczyński

Skoro mówi pan, że od dawna przebywa w świecie innych sztuk, przede wszystkim teatru, co pana skusiło, by przyjąć ofertę Opery Wrocławskiej?

Emil Wesołowski: Bardzo kibicowałem przed rokiem temu, by Magdalena Ciechowicz objęła kierownictwo zespołu baletowego w tym teatrze. A kiedy niedawno przygotowywałem z Januszem Wiśniewskim premierę teatralną we Wrocławiu, odwiedziłem też Operę i zobaczyłem interesujący zespół. Na dodatek we Wrocławiu przed laty debiutowałem jako choreograf samodzielną realizacją, więc jako człowiek, który przekroczył siedemdziesiątkę, pomyślałem, że może otrzymana propozycja będzie rodzajem klamry scalającej całą moją drogę choreograficzną. Mam sentyment do Wrocławia, po moim odejściu z tego miasta wracałem tu kilkakrotnie z reżyserami operowymi, Mariuszem Trelińskim, Markiem Weissem, jako ich współpracownik. I nadal lubię ten teatr.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz