„Songs of Experience": nowy album U2

„Songs of Experience" to niezwykle przebojowa płyta o hipokryzji i kabotyństwie takich gwiazd jak U2.

Publikacja: 30.11.2017 17:24

Nowy album U2 stanowi rewers poprzedniej płyty.

Nowy album U2 stanowi rewers poprzedniej płyty.

Foto: Universal, Anton Corbijn

Album powstał pod hasłem „jak przetrawić własne, wielkie przeboje i podać je na nowo w formie smacznego dania".

U2 prochu nie wymyślili, ale to dobrze, bo kiedy wciskali poprzedni album wszystkim klientom Apple pod hasłem „Piosenki niewinności" w zamian za udział w reklamie wartej 100 mln dolarów, pachniało pychą i pretensjami do gwiazdorskiej omnipotencji.

Muzycy posypali głowę popiołem, zrezygnowali z bombastycznych produkcji na stadionach i wycofali się do hal, gdzie zawieszona nad sceną żarówka sugerowała skromność garażowego wnętrza.

Nowa płyta powstała także według recepty „czasy są ciężkie – niech piosenki będą lżejsze". Coś jest na rzeczy, bo album trafił najpierw na wyłączność do internetowego radia Amazon Music – dystrybutora płyt i książek, krytykowanego za złe warunki pracy. Cóż: świat jest wszędzie skomercjalizowany, a Bono, który wypowiadał się wielokrotnie o przestrzeganiu prawa, wie o tym najlepiej. Dowiadują się o tym również jego fani, gdy wychodzą na jaw rewelacje o lokowaniu pieniędzy w rajach podatkowych.

– Kiedyś wszystko było białe lub czarne. Moja perspektywa się zmieniła – wyznał.

Przełom pokazuje choćby zmieniający się stosunek do golfa. Na początku muzycy przyrzekli sobie, że jako członkowie rockowej grupy nie splamią się rozrywką bogaczy. Teraz grają w golfa, zasłaniając się charytatywnym celem.

Na okładce widzimy trzymającą się za ręce parę: syna Bono i córkę gitarzysty The Edge, która ma na głowie hełm, co typowe dla czasów, kiedy kobiety walczą z męską opresją. Pasuje do tego przebój „You're The Best Thing About Me", którą Bono napisał, gdy przyśniło mu się, że popsuł małżeństwo z Ali. A jednak śpiewa z kokieterią macho: „Jestem kłopotem, który sprawia ci radość".

Tytuł albumu, tak jak poprzedniego, zaczerpnięty został z Williama Blake'a. Ale o ile „Piosenki niewinności" były powrotem do punkowych czasów, kiedy muzycy chcieli zmienić świat, o tyle nowy album przypomina lustro, w którym doświadczony gwiazdor prowadzi ze sobą publiczny dialog. Musi to mieć kabotyński, błazeński posmak. Metafizyczną kurtynę tego teatru stanowią niejasne sugestie Bono, że otarł się o śmierć. Skądinąd wiadomo, że zamachowiec z Nicei nie dotarł do restauracji, gdzie muzyk jadł kolację, choć miał niedaleko.

Niemal operowa uwertura sytuuje Bono „po drugiej stronie teleskopu", przez który widać siedem miliardów gwiazd. Sprytnie lawiruje między pychą idola a skromnością jednego z mieszkańców Ziemi. Za mało tu jednak autoironii, która imponowała podczas pełnego szyderstw wobec rocka i polityków tournée „Zoo TV". A przecież Bono bywa parodią gwiazdy. Odwiedza telewizyjne programy z włosami zaczesanymi jak Elvis, nosząc różowe okulary lennonki. Hołdując modzie, śpiewa z użyciem vocodera, by brzmieć jak „Frank Sinatra na Księżycu". Na szczęście w „The Showman" ujawnia paradoks politycznej poprawności, która uwikłała się w hipokryzję i komercję: „Udając, potrafię jednocześnie mówić rzeczy/ Które, śpiewając samotnie, zamieniasz w prawdę".

Z tej perspektywy łatwiej przyjmować posłannictwo Bono w „Lights of Home", kiedy powtarza, że chce być „przyjacielem Jezusa", a jednocześnie wadzi się z nim i namawia nas, żeby być sobą. Powraca też do tematu Ameryki z okresu „The Joshua Tree". W „Get Out of Your Own Way" i „American Soul" U2 towarzyszy raper Kendrick Lamar, u którego oni gościli na płycie „Damn". Jemu oddali pełne gniewu partie. Ciekawe, czy gdy mówi o „błogosławionych kłamcach, którym przypadła w udziale kłopotliwa prawda", ma na myśli Bono śpiewającego o demonstracjach.

Z kolei w „Summer of Love" obraz ogrodnika z Aleppo, którego kwietnik zamienił się w lej po bombie zderzony jest z tęsknotą do „lata miłości". „The Red Flag Day" opowiada o tych, którzy płyną do Europy, kiedy kąpiel jest zakazana, oraz o tym, że musimy zapomnieć o własnych lękach, kiedy inni walczą o życie.

Im bliżej finału, tym bardziej Bono stawia się w pozycji dinozaura w obliczu nadlatującego meteorytu. Upomina, że syci obywatele bogatych państw nie znają dnia ani godziny, zwłaszcza gdy wylegują się w łóżkach, a demokracja jest rozłożona na obie łopatki.

W brzmiącym jak hymn „13" chce przywrócić nadzieję. Ale to The Edge ma rację, pytając w stylu Dostojewskiego: „Dlaczego ludzie psują to, co doskonałe?".

Każdy z fanów musi sobie odpowiedzieć, czy kabotyństwo Bono niszczy przebojowy album U2. A może bez takiego doświadczenia nie powstałoby pyszne muzyczne danie?

Album powstał pod hasłem „jak przetrawić własne, wielkie przeboje i podać je na nowo w formie smacznego dania".

U2 prochu nie wymyślili, ale to dobrze, bo kiedy wciskali poprzedni album wszystkim klientom Apple pod hasłem „Piosenki niewinności" w zamian za udział w reklamie wartej 100 mln dolarów, pachniało pychą i pretensjami do gwiazdorskiej omnipotencji.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV
Architektura
W Krakowie rozpoczęło się 8. Międzynarodowe Biennale Architektury Wnętrz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Kultura
Zmarł Leszek Długosz