– Po raz pierwszy dopadła mnie tak silna alergia – opowiada „Rzeczpospolitej" polski śpiewak. – Masakra, zmagam się z nią od miesiąca. Jednego dnia wszystko jest niemal normalnie, następnego nie mogę wydobyć z siebie głosu. W minioną środę musiałem więc odwołać występ.
Mariusz Kwiecień jest jednak optymistą co do sobotniego spektaklu. Ma on przecież szczególny charakter. „Roberta Devereux" Gaetano Donizettiego chcą obejrzeć widzowie w ponad 70 krajach.
To ma być już druga w tym sezonie transmisja z Metropolitan z udziałem Mariusza Kwietnia. W styczniu można było go podziwiać w „Poławiaczach pereł" Bizeta. I w jednej, i drugiej premierze tego sezonu Polak zebrał znakomite recenzje. On sam patrzy na to z pewnym dystansem.
– Inscenizacja „Poławiaczy pereł" została przyjęta rzeczywiście fenomenalnie – mówi – Uznano ją wręcz za najwybitniejsze wydarzenie ostatnich lat i choć dyskutowałbym z takim określeniem, to muszę przyznać, że realizatorzy świetnie dodali do tej egzotycznej opowieści klimat hollywoodzko-bollywoodzki. Natomiast premiera „Roberta Devereux" jest dla mnie przykładem tego, że im lepszy spektakl, tym wzbudza bardziej skrajne opinie. Nie potrafię tej prawidłowości zrozumieć.
„Roberto Devereux" to ostatnia część tzw. trylogii elżbietańskiej Gaetano Donizettiego. Skomponował on trzy opery, których bohaterką jest angielska Elżbieta I. Tytułowy Roberto jest faworytem królowej, w którym wszakże kocha się Sara, księżna Nottingham. Rolę jej zazdrosnego męża kreuje w nowojorskim przedstawieniu właśnie Mariusz Kwiecień.