Rzeczpospolita: Skąd tytuł albumu „Jazz for Idiots"?
Maciej Maleńczuk: Zrodził się w bardzo niewinny sposób. Na początku mojej przygody z saksofonem, która trwa już osiem lat, grałem z użyciem ustników o... niewielkim rozwarciu. I przy tych małych rozwarciach saksofon brzmi idiotycznie, dziecinnie, jak instrument zabawka. Wtedy pomyślałem: „Boże, jakie to idiotyczne, wszystko, co robię!". Także inne rzeczy, które robiłem, były idiotyczne. Odpalałem beaty z urządzenia Casio. Nie wiedziałem, jak przebiegają akordy i jako laik znalazłem prosty program dla dzieci, który pomaga wydobyć dowolny akord. Grałem na różnych saksofonach utwory najczęściej jednoakordowe, jakby tu rzec, zrzucając z siebie brzemię harmonii! Wszystko to było idiotyczne, ale sprawiało mi wielką przyjemność. Jak małolat wyobrażałem sobie, że jestem Coltrane'em. Wylądowałem w sferze marzeń i grałem niekończące się solówki. Gdy ich słucham, bo nagrałem je sobie, niektóre są całkiem niezłe. Teraz na pewne rzeczy trudno już by mi się było odważyć. Wówczas nie czułem żadnych oporów. Atonalność była moim drugim ja.
Wspomniał pan o okresie dziecięcym. Dzieci chwytają trzepaczki bądź rakiety tenisowe i „grają" na nich gitarowe solówki. A pan?
Jako dziecko grałem na flecie prostym, ale w marzeniach na saksofonie. Na flecie osiągnąłem nawet pewną biegłość. Wszystko zaczęło się od tego, że kiedy miałem dziesięć lat, mama kupiła mi magnetofon. Wcześniej słuchałem muzyki w radiu, bo panowała taka moda. To był przełom lat 60. i 70. Każdy miał plakat swojego idola na ścianie nad łóżkiem. Na początku interesowałem się Black Sabbath, Led Zeppelin, Rodem Stewartem. Ale kiedy miałem 13 lat, usłyszałem „Chameleona" Herbie Hanckocka z płyty „Head Hunters". On nagrał to po odejściu z zespołu Milesa Davisa i mówiło się, że ta kompozycja jest ukłonem w stronę szerokiej widowni, że to „jazz for idiots". Co było idiotyczne, bo „Chameleon" trwa ponad 15 minut. Taki to jest ukłon! A ja się przekonałem, jak wielką przestrzeń muzyczną stanowi jazz, nadawany wtedy bardzo często przez Polskie Radio o różnych porach. Polowałem na jazzowe nagrania tak wytrwale, że aż zaniedbałem szkołę.
Odkąd pamiętam, wspominał pan o swojej fascynacji Johnem Coltrane'em.