Największy mistrz XIX-wiecznego baletu, Marius Petipa, zrealizował w 1845 roku swą „Carmen", bazując na noweli Prospera Mérimée, tej samej, która trzy dekady później zainspiruje Bizeta. Nie zachował się jednak żaden ślad po tamtej choreografii Petipy.
Cyganka z Sewilli tańczyła potem wielokrotnie na scenie w różnych opracowaniach choreograficznych, ale trwałą baletową sławę zyskała dopiero w latach 60. XX wieku, gdy rosyjski kompozytor Rodion Szczedrin z muzyki Bizeta stworzył specjalną suitę. Z operowej akcji wybrał najistotniejsze zdarzenia: spotkanie Carmen i Don Joségo, ich miłosny duet, a potem odtrącenie, popis toreadora, zazdrość Don Joségo, wreszcie śmierć tytułowej bohaterki.
Szczedrin uczynił to dla swej żony, wielkiej tancerki Mai Plisieckiej, która wystąpiła w tytułowej roli w kwietniu 1967 roku w Teatrze Bolszoj. Następnego dnia po premierze ówczesna sowiecka minister kultury Jekaterina Furcewa kazała zdjąć spektakl z repertuaru, argumentując, że Plisiecka nie może pokazywać nagich ud, a ponadto z bohaterki narodu hiszpańskiego zrobiła kobietę lekkich obyczajów.
Dziś Carmen tańcząca do muzyki Bizeta-Szczedrina nie wywołuje skandalu. Wręcz przeciwnie, po tę suitę chętnie sięgają różni choreografowie. Wielkim uznaniem w świecie od lat 90. cieszy się na przykład wersja Szweda Matsa Eka.
Z muzycznego opracowania Rodiona Szczedrina skorzystał również Jacek Tyski, realizując balet o Carmen z zespołem szczecińskiej Opery na Zamku w 2013 roku. – Jacek Tyski bardziej opowiedział historię słabego mężczyzny, jakim jest Don José, niż silnej kobiety – mówi dyrektor szczecińskiego zespołu Karol Urbański. – W warstwie choreograficznej jego spektakl był rodzajem hołdu dla takich mistrzów, jak Mats Ek czy Nato Duato niż rosyjskiej tradycji baletowej. A na to wszystko nałożyło się oczywiście jego własne odczytanie tematu, wrażliwość i język choreograficzny.