To właśnie wydana w 1987 roku płyta przyniosła U2 status globalnej gwiazdy, po tym jak sprzedała się w 25 mln egzemplarzach. Przeboje „With or Without You" oraz „I Still Haven't Found What I'm Looking For" były pierwszymi i jedynymi hitami zespołu, które zajęły pierwsze miejsce na singlowej liście amerykańskiego „Billboardu".
Album odwoływał się do niezwykle silnego zwłaszcza w Irlandii mitu Ameryki jako ziemi obiecanej. Był też szczytowym osiągnięciem pierwszego okresu grupy zapoczątkowanego w chrześcijańskiej komunie, kiedy to fundament muzyki, tekstów i stylu życia muzyków stanowiła Biblia.
Bono zabierał ją na koncerty, nieustannie studiował, co przypomina filmowy dokument z lat 80., z okresu powstawania „The Joshua Tree". Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdy świat pędził naprzód – dla U2 czas zatrzymał się dwieście, może trzysta lat temu. Gwiazdy wyglądały jak irlandzcy emigranci, którzy kolonizowali Kalifornię. Nosili takie same kapelusze, proste bawełniane i lniane bluzy, koraliki, włosy spięte w kitkę.
Czarno-białe obrazy teledysku, w którym U2 głosi chrześcijańską nowinę na ulicach Las Vegas, tej jaskini hazardu i prostytucji – były czytelną demonstracją: muzycy chcieli pokazać się w roli kaznodziei rocka. Chrześcijański charakter albumu podkreślał tytuł „Joshua Tree". Nawiązał do kalifornijskiego drzewka, które pierwsi mormoni nazwali drzewem Jozuego, bo przypominało im proroka modlącego się z rękoma uniesionymi do nieba.
Bono chciał też, idąc śladami wielkiego rodaka Johna Forda, zapytać o współczesną kondycję Ameryki i o to, jaką wybiera przyszłość – ziemi obiecanej i symbolu wolności czy może medialnej fabryki zatruwającej świat kiczowatą popkulturą. A jednocześnie militarnego imperium, które poza granicami realizuje politykę sprzeczną z własną konstytucją.