W samym centrum tego sporu, na barykadzie oddzielającej walczące strony siedzi już od kilkudziesięciu lat Jordi Savall. Hiszpański gambista i kompozytor jest nie tylko najpopularniejszym na świecie wykonawcą muzyki dawnej. Dla zajmującego się brzmieniem przeszłości muzycznego świata stał się on również punktem odniesienia. Artystą, który znalazł złoty środek między autentycznością, wiernością zamysłowi kompozytorów czy anonimowych twórców piszących przed wiekami swoje utwory, a z drugiej strony – umiejętnością ukazania tkwiących w tej muzyce emocji, napięcia i dramatyzmu. Savall nie zaprasza swoich słuchaczy do muzycznego muzeum, ale świata pełnego pasji, piękna i namiętności.

- Przez stulecia uważano, że nowa muzyka jest lepsza od dawnej. Tymczasem tradycja niesie ze sobą rzeczy dla naszej współczesnej egzystencji bardzo istotne: piękno, duchowość i tolerancję – mówił Jordi Savall w wywiadzie udzielonym radiowej Dwójce dziesięć lat temu. Wszystkie te trzy rzeczywistości – piękna, duchowości i tolerancji – obecne są również na jego najnowszej, wydanej kilka dni temu płycie „Musica Nova”. To muzyczna podróż w czasie i przestrzeni, między XVI a XX wiekiem; od Wenecji przez Francję, Niemcy aż do Hiszpanii. Jak na wielu swoich poprzednich albumach, Savall pokazuje jedność muzycznej Europy czasów renesansu i baroku. Podtytuł albumu - „Harmonies des nations” (brzmienia narodów) – mówi bardzo wiele nie tylko o zawartości tej płyty, ale też istocie muzycznej metody Jordiego Savalla – poszukiwaniu jedności w różnorodności, współczesnego przekazu w autentyczności brzmienia i wierności wykonania.