Dwie wielkie indywidualności polskiej muzyki – Henryk Mikołaj Górecki i Krzysztof Penderecki. Urodzili się w tym samym 1933 roku. Teraz jubileuszowo połączył ich festiwalowy wieczór w Filharmonii Narodowej.
Z dorobku pierwszego kompozytora przypomniano II Symfonię „Kopernikowską”, wciąż znajdującą się w cieniu tej najsławniejszej, III Symfonii „Symfonii pieśni żałosnych”. A przecież to utwór niezwykły, formalnie bardziej zaskakujący.
Kompozytor postawił sobie zadanie karkołomne: dźwiękami opisać wszechświat, bo II Symfonia powstał z okazji 500. rocznicy urodzin Mikołaja Kopernika. Górecki skonstruował ją z dwóch części, pierwsza oddaję potęgę i moc wszechświata, druga jego bezkres. Pierwsza jest wyrazem siły, druga – refleksji i kontemplacji. W obu zaś kompozytor zastosował ekstremalne wręcz środki dźwiękowe. Charakterystyczne, wielokrotnie powtarzane krótkie motywy orkiestrowego tutti atakują nasze uszy z niespotykaną intensywnością, wręcz wgniatają w fotel. A potem długie nuty wydają się nie mieć końca, wreszcie powoli zanikają w przestrzeni. Dwie tak skrajne części II Symfonii łączy niesłychana emocjonalność udzielająca się słuchaczom.
Maciej Tworek poprowadził dzieło Henryka Mikołaja Góreckiego z niezwykłą dyscypliną. W grze Sinfonii Varsovii nie było najmniejszego zachwiania intonacyjnego, co może być pułapką w drugiej części utworu. Nieziemsko brzmiał chór Filharmonii Narodowej oraz szlachetnie czysty sopran Iwony Hossy. I tylko matowy, płaski baryton Mariusza Godlewskiego nie dopasował się do całości.
Obchodzący 85. urodziny Krzysztof Penderecki wybrał na festiwal swoje „Requiem Polskie”, ogromne dzieło próbujące ogarniać ćwierć wieku burzliwych, tragicznych wydarzeń: od buntu 1980 roku po śmierć Jana Pawła II w 2005 roku. Kompozytor preferuje ostatnio skróconą wersję swego utworu, bez dwóch części , zwłaszcza „Dies irae”, ale to i tak jest to wciąż kompozycja ogromnych rozmiarów.