Artystę można było podziwiać w maju na krakowskim koncercie, a powróci 7 lipca. Zaśpiewa na Openerze w  Gdyni.

Zaskoczeń w czasie gali Grammy było wiele, ale zwycięstwo Bruno Marsa nie dziwi. W zeszłym roku na jego koncerty przyszło 2 mln fanów, co przyniosło wpływy 200 mln dolarów. To rekord jeśli chodzi o solistów i jeden z najlepszych wyników w zeszłym roku.

Taką falę popularności przyniosła mu płyta „24K Magic” (2016) z nagrodzonym Grammy szlagierem „That’s What I Like”. Bruno Mars jest cudownym dzieckiem światowego showbiznesu, nazywanym nowym Michaelem Jacksonem, ale wzoruje się też na takich idolach jak Prince i George Clinton. Reprezentuje nową falę soulu, ambitniejszą odmianę dzisiejszego popu. Urodził się w Hanolulu na Hawajach w 1985 roku. Sprzedał 130 mln albumów, a ma na koncie tylko trzy płyty, poczynając od debiutu w 2010 roku.

Dla Amerykanów największym zaskoczeniem jest to, że nominowany w 10 kategoriach raper Jay-Z, posiadacz fortuny wartej blisko 1 mld dolarów, wyszedł z gali bez żadnej statuetki. W zeszłym roku jego żona Beyonce przegrała w kategorii album rocu z Adele.

Dla Europejczyków dziwne może być to, że autor największego szlagieru płytowego w 2017 roku Ed Sheeran dostał tylko dwie statuetki. W Ameryce jednak większe dyskusje wzbudza fakt, że raper Kendrick Lamar dostał „tylko” pięć nagród i to mniej ważnych.

W kategorii blues wygrali The Rolling Stones (album „Blue And Lonesome”.) Najlepszą debiutantką jest Alessia Cara.

Pośmiertne wyróżnienie przyznano Leonardowi Cohenowi, który wygrał też, uwaga!, w kategorii najlepsze rockowe wykonanie („You Want It Darker”).

Cały wieczór upłynął pod znakiem polityki i zagadnień społecznych. Białe róże symbolizowały solidarność z ofiarami molestowania, które ujawniła akcja #Metoo.

Powtarzano numer infolinii, na które można dzwonić w przypadku napastowania.

Drwiono z Donalda Trumpa. Obecna była Hilary Clinton, która przegrał z nim wybory. Była kandydatka demokratów czytała z gwiazdami pop fragmenty książki „Fire And Fury” pokazującej prawdziwe oblicze prezydenta USA.