To był ożywczy pomysł, by w tegorocznej edycji festiwalu bardziej zagłębić się w przeszłość. Dzięki temu inaczej postrzegamy miejsce, jakie w historii muzyki zajmuje Chopin. Przede wszystkim jednak mogliśmy się przekonać, jak to, co powstało dawno, a dziś prezentowane jest zgodnie z regułami wykonawstwa historycznego, może brzmieć fascynująco dla współczesnego słuchacza.
Te dwa wieczory nie przyniosły odkryć. I nieszpory maryjne „Vespro della Beata Vergine” Claudio Monteverdiego, i „Koncerty brandenburskie” Jana Sebastiana Bacha to pozycje mocno zakorzenione w dziejach muzyki, dzieła o znaczeniu wręcz przełomowym. A jednak rzadko z nimi obcujemy w codziennym życiu koncertowym.Każdorazowy kontakt z nieszporami Monteverdiego jest przeżyciem muzycznym, ale i duchowym pod warunkiem, że są nam ofiarowane w tak wspaniałym kształcie, jak potrafi to uczynić Phillippe Herreweghe.
Belgijski dyrygent, wielki mag muzyki dawnej, który w maju obchodził 70. urodziny, przypomina raczej naukowca skupionego na prowadzonych przez siebie badaniach. I tak też często postępuje. Dla zespołu Collegium Vocale Gent, który powołał do życia prawie pół wieku temu, głosy dobiera w wyniku długotrwałych prób. Szuka na przykład dwóch sopranów o identycznej barwie i sile. A potem, gdy już znajdzie odpowiednich artystów, dba bardzo, by byli z nim przez lata.
Efekty osiąga wspaniałe, czego dowodem było warszawskie wykonanie „Vespro della Beata Vergine”.Ten cykl nieszporów powstał 407 lat temu. Philliphe Herreweghe traktuje je z naukową precyzją, nie podkręca temp, jak to się dziś często zdarza w podejściu do muzyki dawnej, nie zwiększa dynamiki, a osiąga efekt niedostępny dla wielu współczesnych dyrygentów
Ta muzyka w interpretacji Collegium Vocale Gent ma szlachetność i czystość, jest w niej religijne skupienie i prostota modlitwy. A jednocześnie są emocje, wręcz zmysłowość. Monteverdi zresztą w sposób wyjątkowy na swoje czasy posłużył się tu nie tylko tekstami liturgicznymi, ale i fragmentami z „Pieśni nad pieśniami”.