To było mocne otwarcie festiwalu Jazz na Starówce, który po raz dwudziesty trzeci prezentuje gwiazdy z Ameryki, Europy i Polski. Tegoroczna edycja zapowiada się ekscytująco. Francesco Cafiso błysnął talentem mając zaledwie czternaście lat. Odkrył go Wynton Marsalis i w 2003 r. zaprosił na wspólną trasę koncertową po Europie. Następnie przyszło uznanie z Ameryki, gdzie Cafiso występował wielokrotnie z największymi twórcami jazzu. Dziś ma 28 lat i kilkanaście znakomitych albumów w swej dyskografii m.in. nagranych dla prestiżowej japońskiej wytwórni Venus.

Sobotni koncert odbył pod presja gromadzących się nad Warszawą deszczowych chmur, ale szczęśliwie do końca występu kwartetu nie spadła ani jedna kropla. Francesco Cafiso rozpoczął występ od standardu Sonny’ego Rollinsa i choć w repertuarze przeważały jego własne utwory, to sięgał również po kompozycje Duke’a Ellingtona. I Rollins i Cafiso inspirowali się grą Charliego Parkera, ale Włoch ma tak charakterystyczne brzmienie swojego saksofonu altowego, że nie sposób go z nikim pomylić. To przede wszystkim radość tak sugestywna, że jego muzyki słucha się z uśmiechem na twarzy. Wirtuozem jest wysokiej klasy, a jego błyskotliwe solówki dorównywały szybkością Parkerowi, a wyrafinowaną harmonią Rollinsowi. W zawiłości frazowania mógłby się ścigać z Kennym Garrettem (namaszczonym niegdyś przez Milesa Davisa) i wynik wcale nie byłby przesądzony. Kiedy grał ballady, wkładał w nie swoją włoską liryczną duszę ukształtowaną pod niebem Sycylii.

Przypomniał mi się koncert włoskiego trębacza Fabrizio Bosso w tym samym miejscu dwa lata temu i pianista Stefano Bollani sprzed roku. Być może to właśnie Włosi najbardziej sugestywnie prezentują istotę jazzu, który był najpopularniejszy, kiedy przy nim tańczono. Jazzu, który wprawia w dobry nastrój, zapada w pamięci jako mocne przeżycie, do którego chce się powracać. Czekamy w Warszawie na kolejnych znakomitych Włochów mając pewność, że na festiwalu Jazz na Starówce ich nie zabraknie.

Za tydzień w sobotni wieczór na Rynku Starego Miasta zagra po raz pierwszy amerykański gitarzysta John Pizzarelli w repertuarze bossa novy, za dwa tygodnie legendarna grupa Oregon, a następnie trębacz Nicholas Payton i dynamiczny jak wulkan saksofonista James Carter. To będzie gorący, jazzowy lipiec.