Piotr Beczała w wersji romantycznej

Gdy tylko w piątek pojawił się na scenie Opery Narodowej, powitała go burza braw. Nie musiałby właściwie nic śpiewać, po prostu wszyscy byli zachwyceni jego widokiem.

Aktualizacja: 11.03.2017 06:23 Publikacja: 11.03.2017 06:17

Piotr Beczała w wersji romantycznej

Foto: Foy. Universal Music

On jednak dał wielki, dwugodzinny występ zakończony pięcioma bisami. Dla tych, których przywiodła przede wszystkim ciekawość, był to recital zaskakujący. – Jaki przygotował ambitny repertuar! – powiedziała głośno i ze zdumieniem pewna pani wychodząc na przerwie po pierwszej części recitalu.

 

Wielu widzów liczyło na popisowe arie, a Piotr Beczała  zaproponował wieczór pieśni romantycznej, pokazując przy tym, jak bardzo różne utwory mogą kryć się pod tym pojęciem. Wszystkie, wybrane przez niego, tworzą pewny kanon, z którym musi zmierzyć się artysta, który spektakle operowe traktuje nie mniej poważnie jak lirykę wokalną.

 

Część pierwszą recitalu wypełniło romantyczne arcydzieło: „Dichterliebe”, 16 pieśni Roberta Schumanna do tekstów Heinricha Heinego. Ten sam cykl niespełna rok temu na festiwalu „Chopin i jego Europa” zaprezentował słynny Ian Brostridge, wzbudzając zachwyt warszawskiej publiczności.

 

To są jednak dwie bardzo różne interpretacje. Brytyjski tenor odczytał „Dichterliebe” jako kwintesencję romantyzmu o skrajnych wręcz emocjach, ale jednocześnie egzaltowanego i mocno uteatralizowanego. Piotr Beczała potraktował pieśni Schumanna w sposób znacznie bardziej prosty i naturalny, wyraziście pokazując zawartą w nich narrację: od radosnego zauroczenia miłością poprzez gniew wynikający z odrzucenia uczuć aż po beznadzieję i rozpacz naznaczoną piętnem śmierci.

 

Interpretacja Piotra Beczały mocno osadzona jest w tradycji niemieckiego wykonawstwa.  Nieprzypadkowo krytycy w tym kraju nieraz porównywali Polaka do znakomitego niemieckiego tenora lirycznego z połowy XX wieku, Fritza Wunderlicha. To największy komplement, ale rzeczywiście łączy ich artystyczne pokrewieństwo wyrażające się w owej naturalności narracji i  pięknym zespoleniu tekstu z muzyką.

Dla Beczały, podobnie jak dla Wunderlicha, każde słowo w pieśni jest ważne. W piątkowym wykonaniu „Dichterliebe” można było wskazać wiele przykładów, jak słowa wpływały na dynamikę, a nawet barwę głosu. Całość zaś uzupełniała nastrojowa i czujna partia fortepianu, przy którym zasiadł wspaniały pianista i mądry partner śpiewaków, Helmut Deutsch.

Prostej, a trudnej zarazem sztuki podawania tekstu, większość polskich śpiewaków powinna uczyć się od Piotra Beczały. W cyklu pieśni Mieczysława Karłowicza słowa bez trudu docierały do słuchaczy (rzecz na naszych estradach właściwie niespotykana). Ten fragment recitalu zwieńczył zaś numer popisowy Piotra Beczały: „Pamiętam ciche, jasne, złote dnie” zakończone, jak zwykle u niego, nieskończenie długim, naturalnie brzmiącym piano.

Potem były „Cygańskie melodie” Dvořák'a z przebojową pieśnią „Kdyż mnie stara matka”, zaś w finale oficjalnej części recitalu – cztery utwory Rachmaninowa , w tym tak znane jak „Wiesiennyje wody” i „Nie poj, krasawica, pri mnie”. W tej pieśni delikatne gruzińskie melizmaty efektownie połączyły się z rosyjską wylewnością.

Publiczność, która dość szybko zrozumiała, że nie należy artyście przeszkadzać brawami po kolejnych pieśniach, zmusiła za to Piotra Beczałę do bisów. Nie trzeba go zresztą do nich specjalnie zachęcać. To, co zaśpiewał ponad plan, było bardzo zróżnicowane. Neapolitańskie pieśni („Cora n’grato”) łączyły się z niemiecką tradycją („Zueignung” Richarda Straussa) i z ariami operowymi. Trudno było nie ulec urokowi piana z diminuendo w zakończeniu arii Don Josego w „Carmen” (większość tenorów spina się w tym fragmencie, by osiągnąć wysoki dźwięk), a także dramatycznie zinterpretowanej arii Cavaradossiego z III aktu „Toski”. Może to już zapowiedź przyszłego poszerzenia repertuaru.

On jednak dał wielki, dwugodzinny występ zakończony pięcioma bisami. Dla tych, których przywiodła przede wszystkim ciekawość, był to recital zaskakujący. – Jaki przygotował ambitny repertuar! – powiedziała głośno i ze zdumieniem pewna pani wychodząc na przerwie po pierwszej części recitalu.

Wielu widzów liczyło na popisowe arie, a Piotr Beczała  zaproponował wieczór pieśni romantycznej, pokazując przy tym, jak bardzo różne utwory mogą kryć się pod tym pojęciem. Wszystkie, wybrane przez niego, tworzą pewny kanon, z którym musi zmierzyć się artysta, który spektakle operowe traktuje nie mniej poważnie jak lirykę wokalną.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Odnowiony Pałac Rzeczypospolitej zaprezentuje zbiory Biblioteki Narodowej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Kultura
60. Biennale Sztuki w Wenecji: Złoty Lew dla Australii
Kultura
Biblioteka Narodowa zakończyła modernizację Pałacu Rzeczypospolitej
Kultura
Muzeum Narodowe w Krakowie otwiera jutro wystawę „Złote runo – sztuka Gruzji”
Kultura
Muzeum Historii Polski: Pokaz skarbów z Villa Regia - rezydencji Władysława IV