Muzyka jak rentgen duszy. Anna Maria Jopek o nowej płycie "Minione"

Piosenkarka Anna Maria Jopek opowiada Markowi Duszy o nowej płycie i współpracy z pianistą Gonzalo Rubalcabą.

Aktualizacja: 06.02.2017 16:26 Publikacja: 05.02.2017 17:10

Foto: Universal Music Polska

"Rzeczpospolita": Jakie miejsce album „Minione" zajmuje na pani drodze artystycznej, jakie oczekiwania spełnia?

Anna Maria Jopek: Moje muzyczne doświadczenia ostatnich lat – od pracy w Szkocji z teatrem Pieśń Kozła Grzegorza Brala przez monodram wokalny reżysera Leszka Mądzika po granie muzyki góralskiej z Branfordem Marsalisem – pozornie nie składają się w programowe trzymanie stałego kursu. Dla moich słuchaczy były to artystyczne działania tak skrajnie różne, że aż czasem szokujące. A jednak w tym szaleństwie jest metoda. Nie tylko doświadczania niezwykłych ludzi o dalekich od mojej estetykach, przez co mocniej konstytuowałam swoją osobistą ekspresję i frazę, lec przede wszystkim poszukiwania czegoś więcej, co trudno nazwać. Nazwałabym cały ten okres ćwiczeniem obecności poprzez muzykę. Ćwiczeniem skupienia jaźni, słuchania, dostrzegania, bycia. Album „Minione" jest kolejnym etapem. Koncept wymyśliłam lata temu, nieprzypadkowo zrealizowałam dopiero dziś. Ta muzyka wymagała ode mnie pewnej dorosłości. Czy już ją osiągnęłam? Nie wiem. Jestem cały czas w procesie, cały czas w drodze...

Śpiewanie przedwojennych piosenek to podróż w przeszłość czy przerzucenie mostu w czasie?

Lubię analizować muzykę po fakcie, kiedy już się wymknie, popłynie, określi swe brzmienie. Na etapie nagrań wszystko jest bardziej intuicyjne. Słuchasz i reagujesz, podążasz tam, gdzie ona cię prowadzi. Gonzalo Rubalcaba układa klaster kolorystyczny, paletę barw, a ja dokładam kolor jednorodny albo ostrą kontrę, która z kolei powoduje, że on natychmiast zmienia narrację. Nagrywanie w jazzowym „ujęciu na setkę", kiedy wszyscy muzycy są rejestrowani w tym samym miejscu i czasie, jest nieustannym przenikaniem się i uważnym słuchaniem. Czy to jest granie retro czy awangarda? Nie umiem tego nazwać. Może nie trzeba tego wiedzieć? Tak, to podróż w przeszłość. Skoro sięgamy po to, co tak bardzo minione. Piosenki z czasów, kiedy ludzie mieli przestrzeń w życiu na uczucia i taniec. Piękne, przedwojenne melodie. Gdy stykają się z językiem Gonzalo, językiem bardzo współczesnym, czas przestaje nas dotyczyć. To jest szczęście, którego doświadczam. Bo czas w naszej cywilizacji jest naszym wrogiem. Boimy się dorosnąć, boimy się przeminąć. W muzyce możesz chwilę posiedzieć poza czasem, bez dygotu o czas. Możesz, powiem filozoficznie, a zawsze myślę o tym, słuchając Bacha, doświadczyć wieczności.

Dlaczego na partnera w tym projekcie wybrała pani Gonzalo Rubalcabę – kubańskiego pianistę jazzowego, skoro tanga są argentyńskie, a piosenki polskie?

Ponieważ Gonzalo Rubalcaba jest we współczesnej muzyce wszelkiego rodzaju jednym z najgłębiej, najbardziej świadomie grających ludzi. Jest jedną z tych osób, które wchodząc do pokoju pełnego obcych, po minucie wiedzą wszystko o wszystkich, nie zamieniając z nikim ani słowa. To rodzaj wyższej empatii, umiejętność czucia innego człowieka.

W graniu jego rozpoznanie drugiego człowieka idzie jeszcze dalej, bo muzyka jest jak rentgen duszy, odsłania człowieka w całości. Bałam się go i nadal trochę boję. Nie z obawy, że nie nadążę za nim, bo wiem, że zawsze na mnie poczeka. Boję się, że czyta w moich myślach. Ale dlatego śpiewanie z nim jest tak fascynujące.

Chwilę zajęło mi nauczenie się języka Gonzalo i kiedy zrozumiałam, że kolor jest jedną z najwyższych wartości składowych, barwa brzmienia, nasycenie, harmonia, proporcja, światło, wiedziałam, że będę bardzo szczęśliwa w tej pracy.

Najbardziej poraża mnie głębia, świadomość w tym graniu, jej duchowy wymiar i impresjonistyczne bogactwo barw, niespotykane w jazzowej pianistyce. No i rytm. Wrodzony, niewymuszony puls piękna. Z nim się rodzi każdy muzykujący Kubańczyk. To mógł być tylko Gonzalo, co zresztą mu powiedziałam: „Zrobię te płytę tylko z tobą. Jeśli nie zechcesz albo nie będziesz miał czasu, po prostu nigdy jej nie nagram. Mam milion innych projektów. Ten z tobą albo wcale". My nie gramy tanga. Ale też polskie tanga już w fazie powstawania nie były przecież stricte tangami. Były naszym widzeniem tanga, były już wtedy własną, odrębną jakością.

Z Gonzalo Rubalcabą powędrowaliśmy jeszcze dalej, poza czas, z przeszłości w przyszłość, poza gatunek – muzykę taneczną, piosenkę parateatralną miejscami, muzykę improwizowaną – powędrowaliśmy też w przestrzeń międzykulturową. To co polskie, żydowskie, argentyńskie, meksykańskie jest tak samo kubańskie i amerykańskie. Kiedy się bacznie wsłuchuję, słyszę i muzykę francuską, i rosyjską. Jeden świat mieniący się wielorakim bogactwem. Taka jest gra Gonzalo.

Czy nasze piosenki mają szansę stać się jazzowymi standardami o światowym zasięgu?

Bardzo bym chciała i wierzę w polski faktor w tyglu muzyki świata jak w sens swojej pracy! Proszę pamiętać, że ja dużo śpiewam daleko. Od poprzednich płyt okrążyłam ziemię wielokrotnie. I wszędzie śpiewam po polsku.

Odwagi dodają mi wielkie wzory: Richard Bona śpiewający w języku duala, Edith Piaf zawsze po francusku, Cesaria Evora po kreolsku. Język jest cechą charakterystyczną mojego brzmienia.

I tak jak Kurt Elling nauczył się śpiewać „Cichy zapada zmrok" po polsku z zachwytu dla brzmienia naszego języka, tak wierzę, że piękne tematy przedwojennych tang mogą się stać kopalnią inspiracji dla współczesnej muzyki improwizowanej w każdym zakątku świata. W Miami już są grane.

Trasa koncertowa „Minione”

Anna Maria Jopek & Gonzalo Rubalcaba, Ernesto Simpson, Armando Gola

21.03 TORUŃ / CKK Jordanki;

22.03 GDAŃSK / Polska Filharmonia Bałtycka;

24.03 BIELSKO-BIAŁA / BCK;

25.03 POZNAŃ / Sala Ziemi;

26.03 ŁÓDŹ / Wytwórnia;

28.03 WARSZAWA / Teatr Muzyczny Roma;

31.03 KRAKÓW / ICE KRAKÓW;

2.04 WROCŁAW / NFM;

4.04 SZCZECIN / Filharmonia w Szczecinie;

6.04 LUBLIN / Teatr Stary;

7.04 LUBLIN / Teatr Stary;

8.04 KATOWICE / NOSPR

"Rzeczpospolita": Jakie miejsce album „Minione" zajmuje na pani drodze artystycznej, jakie oczekiwania spełnia?

Anna Maria Jopek: Moje muzyczne doświadczenia ostatnich lat – od pracy w Szkocji z teatrem Pieśń Kozła Grzegorza Brala przez monodram wokalny reżysera Leszka Mądzika po granie muzyki góralskiej z Branfordem Marsalisem – pozornie nie składają się w programowe trzymanie stałego kursu. Dla moich słuchaczy były to artystyczne działania tak skrajnie różne, że aż czasem szokujące. A jednak w tym szaleństwie jest metoda. Nie tylko doświadczania niezwykłych ludzi o dalekich od mojej estetykach, przez co mocniej konstytuowałam swoją osobistą ekspresję i frazę, lec przede wszystkim poszukiwania czegoś więcej, co trudno nazwać. Nazwałabym cały ten okres ćwiczeniem obecności poprzez muzykę. Ćwiczeniem skupienia jaźni, słuchania, dostrzegania, bycia. Album „Minione" jest kolejnym etapem. Koncept wymyśliłam lata temu, nieprzypadkowo zrealizowałam dopiero dziś. Ta muzyka wymagała ode mnie pewnej dorosłości. Czy już ją osiągnęłam? Nie wiem. Jestem cały czas w procesie, cały czas w drodze...

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kultura
Polka kieruje berlińskim festiwalem muzycznym MaerzMusik
Kultura
Nie żyje Tomasz Łubieński. Słynny prozaik i eseista miał 85 lat
Kultura
Polscy artyści na maltabiennale.art 24
Kultura
Shirin Neshat i furia Iranek. Wystawa w Fotografiska Berlin
Kultura
Dragon Ball. Fenomen który trwa do dzisiaj