Teraz najczęściej grany w radiach całego świata przebój George’a Michaela „Last Christmas” nie będzie kojarzył się nam wyłącznie z Bożym Narodzeniem, tylko z jego śmiercią. Wers „W ostatnie Boże Narodzenie oddałem ci moje serce” - brzmi jak proroctwo. Artysta zmarł 25 grudnia na niewydolność serca w swojej posiadłość, podobno w czasie snu.
Szanując pamięć o zmarłym trzeba pamiętać, że nie oszczędzał zdrowia. Był muzycznym aniołem, który ciągle musiał wydobywać się z życiowego i muzycznego piekła. Gdy nadużywał narkotyków i szukał szybkiej, przypadkowej miłości w parkach i szaletach - wizerunek eleganckiego geja-estety, otaczającego się topowymi modelkami Lindą Evangelistą, Naomi Campbell i Cindy Crawford - walił się w gruzy. Przypominał scenariusz napisany przez Pedro Almodovara. Ale Michael miał też dystans do siebie. Wpadkę podczas podrywu w toalecie, gdy celem amorów okazał się policjant – uczynił tematem autoironicznej piosenki i teledysku.
W dokumencie „Inny świat" przyznał, że nigdy nie zdobyłby się na odwagę, by dobrowolnie poinformować opinię publiczną o swojej orientacji. Długo czuł się biseksulistą, romansował z kobietami, gdy zrozumiał, że jest gejem - nie mówił o tym z powodu mamy, bo obawiał się, że zrobi jej przykrość.
Georgios Kyriacos Panayiotou, bo tak nazywał się naprawdę, z niechęcią opowiadał o dzieciństwie w robotniczej dzielnicy północnego Londynu, gdzie urodził się w rodzinie greckiego imigranta, małego restauratora. Wspomnienia rodzinnego domu prowokowały go do refleksji nad brzydotą świata, w którym dorastał. Chciał się od niego odbić i stał się symbolem nowoczesnej elegancji. Matka pracowała ciężko, łącząc dwa etaty, żeby utrzymać trójkę dzieci. Nienawidziła zapachu z kuchni, którym przesiąkała, pomagając mężowi w rodzinnej knajpce. Gdy zmarła na raka w 1997 r., Michael się załamał. Zaczął nadużywać narkotyków. W momencie największego uzależnienia wypalał dziennie 25 skrętów, pomimo że obawiał się utraty bądź zmiany głosu. Atakowany przez media, mówił wprost: – Zagrałem setki koncertów i żaden z muzyków nigdy nie miał powodu narzekać na moją formę podczas występu.
To prawda: jego koncerty były popisem perfekcjonizmu i profesjonalizmu, zwłaszcza tournée „25 Live Tour” i „Symphonica”. Mogliśmy to zaobserwować, gdy wystąpił w Polsce w lipcu 2007 roku na służewieckich wyścigach.