Jesienią 2016 r. pułkownik (z przeszłością na misjach w Iraku i Afganistanie) zgłosił się do wyjazdu na kolejną misję (nie ma do tego zbyt wielu chętnych w SKW), ale ten jego wniosek w ogóle nie został rozpatrzony. Wezwano go za to na rozmowę, by poinformować o przeniesieniu go woj. lubuskiego.
Gdy odmówił, rozkaz o przeniesieniu miano schować do szuflady i wyjąć inny, o zwolnieniu ze służby.
Odwołanie do szefa SKW nie przyniosło skutku. Sprawa trafiła do WSA w Warszawie.Prawniczka skarżącego radca prawny Aleksandra Karnicka wskazała, że doszło do fałszerstwa pierwszego rozkazu, bo już po okazaniu go oficerowi ktoś dopisał na nim słowa „propozycja przeniesienia". Według zapewnień tego wyrażenia nie było na dokumencie, który wbrew twierdzeniu SKW nie został też anulowany, ma datę, podpis, sygnaturę i wszelkie cechy decyzji. Rozkaz o zwolnieniu miał inną sygnaturę, zresztą o numerze następującym po rozkazie o przeniesieniu. – Zostałem wprowadzony w błąd – mówił przed sądem oficer.
– Podtrzymujemy nasze stanowisko, procedura zwolnienia przebiegła prawidłowo – oświadczyła reprezentantka SKW radca prawny Agnieszka Jarota.
WSA uchylił rozkaz o zwolnieniu, ale z innych powodów, niż chciał skarżący. Uznał też, że przeniesienie oficera w Lubuskie to inna sprawa administracyjna, ale nie wypowiedział się, czy ten rozkaz jest w obrocie prawnym i czy doszło do fałszerstwa. Jeśli pułkownik zechce, może dochodzić uchylenia tego rozkazu po wznowieniu postępowania i wnosząc o ponowne rozpoznanie sprawy. Podstawą decyzji WSA było uchybienie SKW polegające na tym, że wydano rozkaz, nie mając stanowiska oficera.