Ruszyła druga fala likwidacji straży miejskich

Brakuje chętnych, by zostać strażnikiem gminnym lub miejskim. Problemem są niskie płace, ale też status zawodowy.

Publikacja: 12.02.2018 16:32

Ruszyła druga fala likwidacji straży miejskich

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński

W 2017 r. na likwidację zdecydowały się m.in. Chodzież (woj. wielkopolskie), Okonek (woj. wielkopolskie), Dygowo (zachodniopomorskie), Radzyń Podlaski, Bogoria (woj. świętokrzyskie), Zgorzelec (woj. dolnośląskie), Milejewo (woj. warmińsko-mazurskie), a ostatnio Sułkowice (woj. małopolskie).

– Najpierw odszedł jeden strażnik. Jako powód podał wypalenie zawodowe. Potem zrezygnował drugi. Miał lepszą ofertę pracy. Nie prowadziliśmy już naboru. Wyszkolenie strażników trwa, a chętnych brakuje. Problemem niewątpliwie są niskie płace – mówi Piotr Pułka, burmistrz Sułkowic, w których uchwałę o likwidacji straży podjęto w styczniu.

Okazuje się, że strażnicy problem widzą szerzej.

– Strażnicy są pracownikami urzędu. Ale często pracują na dwie lub trzy zmiany, siedem dni w tygodniu, także w święta. Są narażeni na urazy i stres. Dlatego odchodzą do innej pracy, nierzadko w policji – mówi Janusz Grzymała, komendant Straży Miejskiej w Mikołowie, sekretarz Krajowej Rady Komendantów Straży Gminnych i Miejskich.

Strażnicy miejscy nie są służbą mundurową, której przysługują przywileje, takie jak wcześniejsza emerytura. Formacja ta cieszy się też dużo mniejszym prestiżem niż policja. Gorsze są również zarobki. A policja, która ma ostatnio problemy z naborem, chętnie przyjmuje byłych strażników.

– Na początku służby pensja nieznacznie przekracza minimalną krajową. Bogatsze samorządy płacą 200–300 zł więcej – mówi Janusz Grzymała. I dodaje, że wiele osób uznaje, że lepiej zatrudnić się w supermarkecie. Dlatego przy niskim bezrobociu chętnych do pracy w straży brak.

Samorządy, likwidując straże, wskazują też na wysokie koszty. 

– Utrzymanie straży kosztowało 350 tys. zł rocznie. To dużo pieniędzy – mówi Jerzy Rębek, burmistrz Radzynia Podlaskiego. Dlatego w ostatnich dniach grudnia rada miasta podjęła uchwałę o rozwiązaniu straży.

– Likwidacja absolutnie nie obniżyła poziomu bezpieczeństwa w mieście. Część strażników miejskich pracuje w urzędzie miejskim, ale na innych stanowiskach. A zadania straży miejskiej wykonują z powodzeniem cywilni pracownicy. Problemy związane z bezpieczeństwem rozwiązuje policja – dodaje burmistrz.

Pierwsza fala likwidacji straży nastąpiła w 2016 r., po tym jak straciły możliwość korzystania z fotoradarów. Wówczaś ubyło 46 jednostek, zostało 530. Straż miejska (gminna) to samorządowa umundurowana formacja, w całości finansowana z budżetu gminy. Jej celem jest zapewnienie porządku publicznego. Utworzenie i likwidacja straży leży w wyłącznej kompetencji rady gminy.

W 2017 r. na likwidację zdecydowały się m.in. Chodzież (woj. wielkopolskie), Okonek (woj. wielkopolskie), Dygowo (zachodniopomorskie), Radzyń Podlaski, Bogoria (woj. świętokrzyskie), Zgorzelec (woj. dolnośląskie), Milejewo (woj. warmińsko-mazurskie), a ostatnio Sułkowice (woj. małopolskie).

– Najpierw odszedł jeden strażnik. Jako powód podał wypalenie zawodowe. Potem zrezygnował drugi. Miał lepszą ofertę pracy. Nie prowadziliśmy już naboru. Wyszkolenie strażników trwa, a chętnych brakuje. Problemem niewątpliwie są niskie płace – mówi Piotr Pułka, burmistrz Sułkowic, w których uchwałę o likwidacji straży podjęto w styczniu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów