Weszliście z traktorami na kilka rynków w Afryce, produkujecie elektryczne autobusy, mówicie się o elektrycznym traktorze i aucie dostawczym, czy napędzie wodorowym. Nie są to zbyt ambitne zamierzenia w przypadku niezbyt dużej firmy?
Jesteśmy niedużą firmą, ale bardzo ambitną. Rewolucja, która dzieje się w motoryzacji i napędach jest dla nas dużą szansą. Elektromobilność i napędy zeroemisyjne mogą postawić nas w pierwszym rzędzie producentów autobusów. Nie zaczęliśmy ekspansji od rozwoju autobusów spalinowych, tylko od razu elektrycznych. Nie mamy do zamortyzowania potężnych nakładów inwestycyjnych związanych z rozwojem silników, które muszą spełniać coraz bardziej rygorystyczne normy. Przez ostatnie 50 lat nie było tak szybko postępującej rewolucji. Zawsze chcieliśmy czegoś więcej niż tylko traktory i maszyny rolnicze. Do tej pory koncerny zagraniczne nie dopuszczały nas do technologii silników. Nie chcieli się z nami dzielić technologią spalinową. Elektromobilność powoduje, że nie musimy się oglądać na wielkich.
W Afryce sprzedajecie traktory w Etiopii i Tanzanii. Wchodzą w grę kolejne rynki?
Mamy podpisaną umowę w Zambii, która jest zależna od dostępności finansowania. Pracujemy również w Nigerii. To jest kraj, który ma wysokie ryzyka związane z prowadzeniem biznesu.